poniedziałek, 20 maja 2013

Rozdział XI ♥

Chwyciłam moją torbę, która od czasu przeprowadzki, leżała pod łóżkiem, i wrzuciłam do niej ubrań na kilka następnych dni. Przebrałam się w http://allani.pl/zestaw/670802, a potem nawrzucałam parę gratów do torby, którą brałam jako bagaż podręczny. Leciałam do mamy na parę dni, a do wylotu miałam jakieś 3 godzinki, więc stwierdziłam, że przydało, by się zbierać.
Wzięłam swoje bagaże, a potem zbiegłam po schodach. Tata i Julie w pracy, więc zdana byłam tylko na Grega, który już czekał w samochodzie, na podjeździe.

-Cześć- rzuciłam, gdy władowałam się z ekwipunkiem do samochodu. On odpowiedział mi krótkim zdawkowym 'hej' i ruszyliśmy w stronę lotniska.
Cała podróż trwała max 30 min, ale szczerze powiedziawszy nie liczyłam tego. Greg był dziwnie cichy i to mnie bardzo niepokoiło.
-Greg?- zagadnęłam, gdy staliśmy na terminalu- Coś się stało?
-Co..?- spytał jakby wyrwany z transu.
-Czy coś się stało?- powtórzyłam pytanie.
-Nie...nie...nie- odparł.
-Widzę przecież, że coś nie gra. Mnie tak łatwo nie okłamiesz...- rzuciłam i popatrzałam na niego. Greg nic mi nie powiedział.
-Greg... Muszę iść- powiedziałam po pół godzinnym milczeniu.
-Ale co się stało?- spytał.
-Samolot leci wcześniej- odparłam- Dzięki...- rzuciłam i wzięłam swoje rzeczy.
Wręcz ślimaczym krokiem ruszyłam w stronę hali odpraw. Był początek sierpnia, a ja postanawiałam spędzić ostatni miesiąc wakacji po trochu u mamy. Śmieszne...

Zostawiłam Grega i dopiero w samolocie uświadomiłam sobie, że nie mam pojęcia co z nim.
-Poradzi sobie... - pomyślałam i puściłam muzykę przez słuchawki. Lot ogółem minął szybko. Wyszłam na terminal i jakież było moje zdziwienie, gdy zobaczyłam Petera stojącego gdzieś z boku. Prosiłam tatę, aby nie mówił, że przylecę teraz, ale jak widać, mnie nie posłuchał.
No świetnie - pomyślałam i pozbierałam swoje rzeczy.
-Cześć Peter...- mruknęłam.
-Cześć. Chodź. Możesz dać mi te torby- powiedział.
-Wolę je ponieść sama- odparłam i poszłam w stronę wyjścia.
Wsiadłam  do czarnego Forda i po chwili jechałam ulicami mojego rodzinnego Newcastle.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz