piątek, 27 września 2013

Rozdział XXIII ♥

Następnego dnia zjawiłam się z Gregiem z samego rana w szpitalu.
Mama prawie ciągle spała, a gdy się budziła to powtarzała : 'To chyba dzisiaj..'
I w sumie miała rację.
Koło 18 mama zaczęła rodzić, a mnie po prostu roznosiło.
Martwiłam się czy mamie nic nie jest.
Bardziej interesowałam się mamą, niż tym dzieckiem.
Przecież tylko matkę mieliśmy albo miałyśmy wspólną.
Peter był ojcem, a nie Harry- mój tata.
Po 19 wpuszczono nas w końcu do mamy, a moim oczom ukazała się malutka główka z ciemnymi włoskami.
-Popatrz Lisa... Jaka ona śliczna.
-Jednak dziewczynka...- mruknęłam pod nosem.
Mama nie chciała znać płci dziecka, aż do porodu, więc to była niespodzianka.
-Jak ona się nazywa?- spytałam w końcu, gdy oderwałam wzrok od małej. Była taka śliczna.
-Chciałam, żebyś ty wybrała dla niej imię. Peter nie ma nic przeciwko.
-A co byś powiedziała na Claire Melody Smith..?- rzuciłam bez namysłu.
-Idealnie- powiedziała lekko przygaszonym głosem.
Widocznie ciągle była wyczerpana porodem.
Stałam i ciągle przyglądałam się Claire z zafascynowaniem.
W pewnym momencie mama podała mi ją, a ja trzymałam ją tak jakby to była najnaturalniejsza rzecz na świecie.
Greg nie umiał się napatrzyć, gdy trzymałam małą, ale ja nie interesowałam się tym co robili inni.
Claire zajęła totalnie moje myśli.

sobota, 14 września 2013

Rozdział XXII ♥

Była sobota- tydzień po moich urodzinach, a ja ciągle nie obejrzałam swoich prezentów. Była ich masa! Dosłownie. Sama bym sobie nie poradziła w dość szybkim tempie z rozpakowaniem wszystkiego, więc zadzwoniłam szybko do Meg, Amy i Grega. Cała trójka zjawiła się u mnie po 20 min. Rozpakowanie prezentów zajęło nam z 10- 15 min, bo przecież w czwórkę to szybciej idzie.
Gdy Amy z Meg się pozwijały po godzinie, a Greg został ze mną sam, zauważyłam, że coś go trapi.

-Co jest?- spytałam, prosto z mostu.
-Odpakowałaś mój..- spytał.
-Nie...-rzuciłam.
-Otwórz.

Zrobiłam o co poprosił, a moim oczom ukazała się prześliczna bransoletka z małą zawieszką.

-Cudowne...- odparłam.
-Podoba się?- spytał.
-Śliczna...- szepnęłam i uścisnęłam go mocno.
-Proszę.- odparł i dał mi buziaka w czubek głowy.

Gdy tak siedzieliśmy przytuleni do siebie, usłyszałam, że telefon mi zaczyna dzwonić.

-Przepraszam.- rzuciłam i podeszłam do szafki, na którym leżał telefon.

'Połączenie przychodzące od : Mom'- przeczytałam.

-Słucham cię...
-Lisa skarbie... Jutro- pojutrze będzie poród. Chciałabyś przyjechać?- usłyszałam cichy głos mamy.
-Hmmm... Raczej tak. Czemu pytasz?
-Nic nic.. Na pewno przyjedziesz?- spytała ponownie.
-Tak, tak.- odparłam.
-Dziękuję.
-Nie ma sprawy.- odparłam.- To do jutra.- mruknęłam i się rozłączyłam.

-Co jest? - spytał Greg, patrząc na mnie.
-Jadę do mamy.- powiedziałam i wyciągnęłam torbę spod łóżka.

Zaczęłam wrzucać najpotrzebniejsze rzeczy, a Greg patrzał na mnie z dziwną miną.

-Coś nie tak?- spytałam, pakując lapotopa.
-Mogę jechać z Tobą?- spytał.
-Jasne.- odparłam i przystałam na chwilę.- Musze wyjechać jeszcze dziś, najlepiej za godzinę.
-Lecę po rzeczy.
-Podjadę po ciebie, dobrze?
-To do zobaczenia.- rzucił i pocałował mnie przelotnie.

Spakowałam się do końca i zeszłam na dół. Pożegnałam się z tatą i Julie, obiecując im, że zadzwonię tylko jak dojadę i gdy mama urodzi. Po drodze zahaczyłam o jakiś supermarket i kupiłam trochę jedzenia na drogę. Stacja benzynowa była po drodze, więc do niej też na chwilkę podjechałam. Zatankowałam do pełna i pojechałam po Grega.
Chłopak stał już z torbą podróżną przed domem.

-Będziemy się zmieniać.- powiedział wsiadając.
-Okey... Jak chcesz.- powiedziałam i przesiadłam się na tyle siedzenia. Miałam trochę czasu do dyspozycji. Sen był wsakazany. Usnęłam po paru minutach, a gdy się budziłam to tylko na krótkie przerwy między jazdą, żeby rozprostować nogi.

-Zamieniamy się.- rzuciłam. Było po 20, Greg prowadził jakieś 3 godziny.
-Dam radę...- mruknął cicho.
-Skończ i nie wkurzaj mnie. Nic nie spałeś, a ostatnio mało śpisz.
-Za chwilę jest jakiś zjazd na stację to się zamienimy.

Wiedziałam, że zrobił to tylko dlatego żeby nie wszczynać awantury. I dobrze.
W efekcie koło 22 byliśmy w Newcastle.
Tęskniłam za tym miastem.. Ale tak troszkę.

Mieliśmy te szczęście, że mama nie urodziła i mieliśmy czas na trochę porządnego snu.