wtorek, 12 kwietnia 2016

Rozdział XXVI ♥

-Jade gdzie jesteś?- rzuciłam zasadnicze pytanie przez telefon.
-U Phila, a co? Chcesz wpaść?- spytała śmiejąc się i cicho uciszając kogoś kto stał obok niej.
-To ważne, pospiesz się proszę- mruknęłam mając nadzieję, że zdążę dojechać taksówką do domu przed jej powrotem, ale jakoś nie zapowiadało się na to- staliśmy w wielkim korku od 10 minut.
-Już jadę, do zobaczenia potem- powiedziała na koniec i się rozłączyła.

Po 20 minutach wpadłam do domu i pobiegłam po schodach do pokoju Jadey. Blondynka siedziała na łóżku i czekała na mnie. Widząc, że wchodzę do pokoju rzuciła się na mnie i pytała o co chodzi. Szybko wyjaśniłam co i jak.
-Muszę wyjechać i to natychmiast.
-Kyle...- Jade zorientowała się od razu- Dobra chodź, jedziemy.
Zgarnęłam moje rzeczy, wyszłyśmy na zewnątrz. Wsiadłyśmy do samochodu i pojechałyśmy do Oxfordu.
Może to banalna rzecz- wyjeżdżać z mojego małego azylu przez jednego chłopaka, ale nic na to nie poradzę, że nie umiem udźwignąć tego, że ktoś coś do mnie poczuł. Musiałam wyjechać, ponieważ nie chciałam kłopotów, ja sama jestem kłopotem, nie tylko dla siebie, ale też i dla innych.
Gdy Jade wjeżdżała na podjazd Grega marzyłam tylko o tym by móc go przytulić, zatracić się się w jego oczach, zatrzymać się choć na chwilę w tym szaleństwie.

-Jade, dziękuje za wszystko. Dobrze wiesz, że ten wyjazd był mi potrzebny.
-Lisa to nic wielkiego. Wiesz, że możesz do mnie przyjeżdżać tylko kiedy chcesz. No może nie przyjeżdżaj w przyszłym miesiącu- powiedziała ze śmiechem
-Dlaczego?- spytałam.
-Wyjeżdżamy z Philem na miesiąc do Stanów. Dostał tam pracę na okres próbny, potem się zobaczy.
-Jade to wspaniale!- od zawsze wiedziałam, że wyjazd do USA to było jej największe marzenie. Uścisnęłam ją, jeszcze raz dziękując za wszystko i wysiadłam z auta. Wyciągnęłam z bagażnika swoje rzeczy, pomachałam jej na pożegnanie i zapukałam do drzwi. Przez kilka minut nikt nie otwierał, więc weszłam sama tylnymi drzwiami. Na parterze nikogo nie było więc weszłam po schodach na górę. Otworzyłam drzwi do sypialni Grega. Spał. Zrzuciłam buty i kurtkę i położyłam się obok niego myśląc co przyniesie mi jeszcze ten dzień.

czwartek, 29 maja 2014

Rozdział XXV ♥

-Nieźle udawałaś z tą narzeczoną- Kyle siedział naprzeciw, uśmiechając się do mnie.
- Matka była cheerleaderką, występowała w teatrze, wygrywała większość nagród, została królową balu na swoim promie i przez cały college piastowała stanowisko przewodniczącej szkoły, dziwisz się?- rzuciłam.
-W sumie nie- skwitował i wyciągnął coś z kieszeni marynarki.- Dla Ciebie...- podał mi pudełeczko obwiązane srebrną wstążeczką.
-Nie zapędzasz się? 
-To taki mały podarunek ode mnie, potem i tak będziemy się unikać.
Chwyciłam podarek i rozwiązałam wstążeczkę. W środku leżały 2 bilety na koncert Arctic Monkeys- mojego ulubionego zespołu. Westchnęłam i spojrzałam na Kyle'a.
-Oszalałeś prawda?- rzuciłam i odsunęłam od siebie prezent.
-Choć raz przyjmij coś ode mnie- powiedział i podał mi pudełko. Wzięłam je do ręki i wstałam od stolika. Uścisnęłam Kyle'a i dałam skromnego buziaka.
-Dziękuję- mruknęłam cicho. 
On nic nie powiedział, tylko wziął mnie za rękę i wyszliśmy z kawiarni, w której do tej pory przebywaliśmy. Nie wiem dlaczego mi to nie przeszkadzało, w sumie było przyjemnie. 
Poszliśmy do parku, usiedliśmy z kubkami kawy na ławce i zaczęliśmy gadać o jakiś pierdołach. Nie po to tu przyjechałam przecież!

-Kyle, Kyle, Kyle czekaj...- powiedziałam, tym samym przerywając mu paplaninę o willi jego ojca na Majorce i propozycji wspólnych wakacji.- Słuchaj, ja nie mogę się z tobą spotykać i mam nadzieję, że o tym wiesz. Wyjeżdżam w tym tygodniu, nie powiem kiedy, ale nie mam zamiaru iść z tobą do łóżka przed samym wyjazdem- jego dotychczasowy uśmiech zamienił się w grymas.
-Wiem, ale Lisa chyba mi się podobasz...- gdy to powiedział odebrało mi mowę. Wyciągnęłam z torby bilety na koncert AM i położyłam mu je na kolanach.
-Zapomnij o tym, że kiedykolwiek się poznaliśmy, zapomnij o mnie- wydusiłam z siebie i odeszłam.
W mojej głowie panował chaos. Przecież moje życie nie jest historią, w której wrogowie zakochują się w sobie. Muszę wyjechać stąd jak najszybciej albo kupić dobrą wódkę by zapomnieć o tym co tu się stało. 

środa, 28 maja 2014

Rozdział XXIV ♥

*z punktu widzenia Kyle'a*

Nie wiem co intrygowało mnie w tej dziewczynie. Fakt- jest arogancka, chłodna i dość wrogo nastawiona do mnie odkąd się poznaliśmy, ale coś pociągało mnie w niej. Mimo wszystko była uściśleniem moich marzeń o idealnej dziewczynie- piękna, stanowcza w swoich postanowieniach i umiała zrobić wielkie wrażenie na innych. W życiu nie widziałem takiej osoby, ani nawet trochę do niej podobnej. Może warto by było się z nią ustawić...? Może czas najwyższy się z nią umówić?

-Przepraszam...-kelnerka postawiła przede mną filiżankę z espresso.- Pańska znajoma nie uregulowała jeszcze rachunku i...
-Zapłacę za nią- rzuciłem, a ona uśmiechnęła się i skinęła głową. Odwróciła się i odeszła w stronę jakiś drzwi. Prawdopodobnie do pokoju dla pracowników. Wypiłem kawę oraz uregulowałem oba rachunki i wróciłem do hotelu, w którym aktualnie się zatrzymałem razem z ojcem. Chwyciłem telefon, wybrałem numer do słodkiej arogantki.

*z punktu widzenia Lisy*

-Ej Hall! Telefon Ci dzwoni!- Jade krzyczała z pokoju, podczas gdy ja siedziałam na daszku i kończyłam fajkę.
-No to odbierz! Powiedz, że mnie nie ma!
-Rezydencja Hayes, w czym mogę służyć?- usłyszałam głos blondynki, a zaraz chwilę po tym śmiech.
-Lisa, jakiś Kyle do Ciebie- powiedziała z uśmiechem.
-Co się stało, że dzwonisz? Przecież takie wyrzutki jak ty, nie rozmawiają z taką osobą jak ja..
-Daruj sobie... Chciałem Cię zaprosić na imprezę, wpadniesz?
-Jasne- odparłam i rozłączyłam się. Chwilę później dostałam SMS-a z namiarami na klub, w którym miałam spędzić noc z Kyle'em.

-Idziemy jutro na imprezę Jade- rzuciłam i wróciłam na daszek, by zapalić jeszcze jednego papierosa.
-Pożyczę Ci jakieś ciuchy- powiedziała i dołączyła do mnie.


Następnego dnia wstałam przed 12. Zrezygnowana wygrzebałam się z pościeli i poszłam zmyć z siebie resztki snu. Przebrałam się w http://allani.pl/zestaw/951553-jeansy-wrangler-kurtka-signific i zeszłam na dół by zjeść śniadanie. Wręcz rzuciłam się do lodówki i wyciągnęłam coś z czego mogłabym zrobić posiłek dla siebie. Zjadłam na prędko i pobiegłam na górę po torebkę. Chciałam wyjść na miasto, skoro to miały być moje ostatnie dni pobytu w Manchesterze.
-Gdzie Jadey?- spytałam widząc staruszkę przechodzącą obok mnie.
-Nie mam pojęcia... Powiedziała, że wróci później bo ma jakieś sprawy do załatwienia- uśmiechnęłam się lekko, a potem zbiegłam po schodach na dół i wyszłam na zewnątrz. Złapałam taksówkę i pojechałam do ścisłego centrum miasta.

-Proszę się zatrzymać, to tu- powiedziałam mijając dużą, zarazem piękną kamienicę, w której aktualnie mieścił się jeden z lepszych hoteli w Manchesterze. Zapłaciłam za kurs i wysiadłam z samochodu. Poprawiłam włosy, uśmiechnęłam się lekko, a potem weszłam do środka. Podeszłam do recepcjonistki, która układała równiutko jakieś broszury na kontuarze.

-Mogę w czymś pomóc?- spytała sztucznie się uśmiechając.
-Szukam pana Jonsona... Zastałam go?
-Przepraszam nie mogę udzielać takich informacji osobom do tego nie upoważnionym- powiedziała równie sztucznie zmartwionym głosem. Uśmiechnęłam się pod nosem, licząc na to, że nie zapyta ile mam tak naprawdę lat.
-Jestem jego narzeczoną- rzuciłam i pokazałam pierścionek, który dostałam od Grega jakiś czas temu.
-Ah... No tak, pan Jonson wspominał... Już dzwonię do jego pokoju, proszę poczekać- mruknęła, zaczynając szukać jakiś numerów w dokumentach. Oparłam się o kontuar i czekałam, aż ktoś doprowadzi mnie do Kyle'a. Musiałam z nim pomówić i to szybko...



poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Rozdział XXVIII ♥

Krocząc ulicami Manchesteru myślałam o paru dniach pobytu tutaj. Byłam na kilku imprezach, parę razy wychodziłam z Jade na spotkanie z jej znajomymi, spędziłyśmy miłe popołudnie na zakupach w centrum handlowym, siedziałyśmy do późna na daszku za oknem sącząc piwo i rozmawiając o jakiś bzdetach. Czas spędzony tutaj był czystą przyjemnością, więc stwierdziłam że będę częściej przyjeżdżać do Jade.

Odrywając się od swoich myśli, przeszłam na drugą stronę i weszłam do jednej z kawiarni, do której mnie ciągnęło od paru dniu. Wchodząc, chwyciłam menu leżące na ladzie, a potem usiadłam przy stoliku w rogu czekając, aż kelnerka odbierze zamówienie. Po chwili urocza brunetka podeszła z notesikiem i ołówkiem w ręku pytając co chciałabym zamówić. 
-Średnie latte i jabłecznik- odparłam uśmiechając się delikatnie.
Brunetka odeszła i zostałam znowu sama przy stoliku.

Wyciągnęłam telefon z kieszeni i zaczęłam przeglądać wiadomości, które dostałam w ciągu tygodnia. Było mnóstwo niedebranych połączeń od taty, Grega, mamy, Amy i Meg. Poza tym kilka mało znaczących wiadomości. Odłożyłam telefon na bok i podniosłam głowę by zorientować się czy brunetka niesie już moje zamówienie, jednak zamiast dziewczyny zobaczyłam Kyle. Zmarszczyłam brwi zadając sobie w głowie pytanie co on tutaj robi. Chłopak niespodziewanie spojrzał w moją stronę i z tym swoim cwaniarskim uśmieszkiem, całkiem podobnym do uśmieszku Jade, dosiadł się do mnie.

-Co tu robisz Hall?
-Mogłabym spytać o to samo Jonson.
-Interesy ojca i te sprawy.
-Chwila odpoczynku od życia w Oxfordzie- rzuciłam i usmiechnęłam sie na widok brunetki podchodzącej do stolika z kawą i ciastkiem.- Dziękuję- powiedziałam i zabrałam się za jedzenie.
Jednak nim dziewczyna odeszła, Kyle poprosił o filiżankę espresso.

Byłam nadzwyczaj spokojna siedząc przy jednym stoliku z Kylem, bo co jak co, ale ten gość drażnił mnie od samego początku. 

-Nie ma z tobą Grega?
-Nie- odparłam krótko, posyłając mu wzrok mówiący by nie drążył tematu.
-Długo tu zostajesz? 
-Książę piszesz, że ciągle zadajesz pytania?- rzuciłam i przewróciłam oczami.
-Po prostu pytam. To jak? Długo jeszcze tu zostajesz?
-W sumie to nie wiem. Jeszcze parę dni na pewno zostanę. A ty?
-Wyjeżdżam jutro wieczorem. May została z nianią sama, a nienawidzę gdy ktoś obcy się nią opiekuje.
-Uczynny braciszek?- spytałam, nie żałując w tym stwierdzeniu, grama ironii.
Kyle zamiast odpowiedzieć zaśmiał się tak jak miał w zwyczaju i spytał:
-Zawsze taka jesteś?
-Taka to znaczy jaka?
-Zimna, opryskliwa, wredna, nie szanująca innych...
-Zazwyczaj- rzuciłam, kończąc swój podwieczorek.
-To może zmień to, chociaż dla mnie.
-Najpierw musisz na to zasłużyć- mruknęłam, dając mu całusa w czoło, jednocześnie uśmiechając się ironicznie i wyszłam z kawiarni. Nie martwiłam się nieuregulowanym rachunkiem, bo wiedziałam że Kyle zapłaci za oba posiłki.




Rozdział XXVII ♥

-Zapraszam do środka...- drzwi otworzyła mi kobieta po piędziesiątce. Wyminęłam ją i skierowałam się po schodach do pokoju na końcu korytarza.
-Siema Hayes!- weszłam do pomieszczenia zastając w nim blondynkę, słuchającą muzyki, która roznosiła się po pokoju.
-Kogo my tutaj mamy... Cześć Hall- rzuciła i podniosła się z podłogi. Wstając, chwyciła leżącą obok niej paczkę papierosów i poszła w stronę okna. Otworzyła je na oścież i przerzuciła nogi przez parapet, tym samym usiadła na daszku, na którym zawsze paliła. Zrobiłam to samo co ona, i po chwili obie siedziałyśmy na zewnątrz paląc.

-To czego sobie życzysz?- spytała cwaniarsko Jade.
-A czego Hall może sobie życzyć?- rzuciłam śmiejąc się i zaciągnęłam się ponownie.
-Jackson przyjeżdża jutro, więc na pewno coś się znajdzie.
Uśmiechnęłam się pod nosem i dopaliłam do końca fajkę. Lubiłam robić z nią interesy, tym bardziej jeśli chodziło o nagłe sytuacje.

Jade była dilerką i od 2 lat załatwiała mi prochy. Poznałyśmy się na jakimś głupim obozie w 4 klasie i utrzymywałyśmy ze sobą stały kontakt. Gdy potrzebowałam kolejnych porcji narkotyku, Jade w ekspresowym tępie mi go załatwiała. Jackson jako kurier, przywoził mi je do Oxfordu, przez co nie musiałam jeździć co tydzień do Manchesteru. Rzadko kiedy płaciłam za kolejne działki, toteż z czasem się uzależniłam, brałam coraz więcej i coraz częściej.

-Na ile przyjechałaś?- spytała Jadey, gasząc papierosa na daszku i rzucając go do ogródku sąsiadów.
-Parę dni, może tydzień- odparłam i weszłam ponownie do pokoju. Dłonie i ubrania przesiąknęły mi zapachem tytoniu, toteż zrzuciłam z siebie ciuchy i wzięłam szybki prysznic. Mimo, że uwielbiałam palić nienawidziłam, gdy cała śmierdziałam fajkami. Hayes przyniosła mi jakieś ubrania, które szybko nałożyłam na siebie.
Jackson przyjechał następnego dnia przywożąc trochę pieniędzy za narkotyki, które dostarczył klientom oraz kilkoma działkami, których tak potrzebowałam.

Po tygodniu pobytu w Manchesterze stwierdziłam, że warto by było poinformować Julie gdzie jestem. Nie chciałam mówić tego tacie, bo wiedziałam, że gdy Greg przyjdzie spytać o miejsce mojego pobytu, ten się wygada i tym samym wszystko spieprzy. Zadzwoniłam do partnerki ojca, mając nadzieję, że odbierze telefon. Miałam do niej mimo wszystko większe zaufanie, niż do taty. Julie odebrała i szybko streściłam jej jak się tu znalazłam, prosząc by nie mówiła ojcu gdzie jestem.
-To bezpieczne miejsce Julie, nic mi się nie stanie.
-Przekażę to twojemu tacie.
-Przeproś go ode mnie.
-Nie ma sprawy. Coś jeszcze?
-Nie. Jesteś kochana, do zobaczenia za kilka dni- rzuciłam i rozłączyłam się.

Położyłam się na łóżku Jade i uśmiechnęłam się sama do siebie. Siedziałam tu sama, ponieważ Hayes miała parę spraw do załatwienia, a starsza pani raczej nie była odpowiednim towarzystwem jak dla mnie. Podniosłam się z łóżka i przebrałam się w jeansy, czarną koszulkę z nadrukiem ulubionego zespołu Jadey i swoje martensy. Chwyciłam po drodze kurtkę, w której miałam jakieś drobne i telefon. Wyszłam na zewnątrz kierując się w stronę ścisłego centrum miasta.




niedziela, 16 marca 2014

Rozdział XXVI ♥

Staliśmy przytulając się dobre 10 minut, kiedy w końcu oderwałam się od niego.
-Lisa czemu to robiłaś?- spytał, sadzając mnie na krześle jak małe dziecko.
-Bo to pomaga... Pomagało- mruknęłam i chwyciłam jabłko do ręki.
-Nie lepiej zjeść czekoladę, przejść się, pogadać..?
-Jak dla mnie lepsze było to- odparłam podnosząc głowę.
-Mogłaś umrzeć z przedawkowania.
-Siedzę w tym od 2 lat.
-Zajebiście...- mruknął i odłożył, trzymaną do tej pory szklankę, na blat z hukiem.
-Rozlałeś.
-I co z tego? Co z tego?! Lisa, mogłem Cię stracić! Nie rozumiesz?!
-Greg, straciliśmy kontakt jakiś czas po twojej wyprowadzce z Newcastle. Miałam napisać kiedy zaczęłam brać byś mnie powstrzymał? Czy ty widzisz w tym sens?- spytałam, odkładając jabłko i wstając z miejsca.
-Lisa!- powiedział głośno i chwycił mnie za nadgarstek.
-Przemyśl sobie wszystko- rzuciłam i wyswobodziłam się z uchwytu.
Poszłam na górę i wrzuciłam wszystko do torebki. Chciałam już wrócić do domu.
Potrzebowałam nowych prochów. Potrzebowałam chwili izolacji od innych.
Chwyciłąm torbę i zbiegłam ze schodów.
-Lisa! Lisa!- Greg usłyszał, że zeszłam na dół i wybiegł z kuchni, chcąc mnie zatrzymać.
Szybkim krokiem wyszłam z domu trzaskając drzwiami. Nie wiem czy Greg wybiegł za mną czy nie, bo szybko władowałam się do auta i z piskiem opon pojechałam przed siebie.
Chcąc nie chcąc pojechałam do domu. Praca taty i Julie była jedną z tych, w których ciągle było coś do zrobienia, więc nie było ich w domu i tym razem.
Poszłam na górę rzucając rzeczy gdzie popadnie i wzięłam szybki prysznic. Włosy spięłam w wysokiego kucyka, pomalowałam się na szybko. Przebrałam się w czarne rurki i zwykłą białą koszulkę. Założyłam czarne martensy i narzuciłam na siebie kurtkę w kolorze khaki.
Wyszłam ponownie z domu i wsiadłam do auta. Ruszyłam z podjazdu i pojechałam w dobrze znane mi miejsce.

piątek, 27 grudnia 2013

Rozdział XXV ♥

Gdy się obudziłam było po 12, Grega nie było obok, a ja byłam nadal zmęczona.
Ociągając się wstałam z łóżka, i zaczęłam wywalać wszystko co miałam w torbie, w celu znalezienia telefonu.
'Nowa wiadomość od: Mom'- przeczytałam.
'Wychodzimy dzisiaj z szpitala :) ' plus załączone zdjęcie uśmiechniętej mamy i Petera, trzymającego fotelik z Claire.

Uśmiechnęłam się pod nosem i zeszłam na dół.

-Lisa chodź do kuchni!
-Uhm...- mruknęłam, a w myślach wyliczałam ile on rzeczy mógł już przypalić, gdy ja spałam.
-Kawa?- spytał stojąc tyłem do mnie.
-Poproszę- ziewnęłam i siadłam na jednym z krzeseł, otaczających wyspę w kuchni.

Greg odwrócił się i położył przede mną tacę, z dwoma tostami i dżemem, jabłkiem, kawą i białą różyczką.
-O jejku, ale śliczne- powiedziałam i wstałam z krzesła. Podeszłam do Grega i go mocno przytuliłam, czując że on ciągle całuje mnie w czoło.

On był taki cudowny, a ja ciągle miałam głupie wrażenie, że za mało daję od siebie. Że to on utrzymywał jakoś cały ten związek. Mimowolnie zaczęłam płakać. Ta myśl była jakaś przytłaczająca.

-Ej co jest?- spytał Greg ze strachem w oczach i troską jednocześnie.
Podniosłam głowę z jego torsu i otarłam łzy.
-Nic.. po prostu.. nic..- wydukałam i przywarłam znowu do niego.
-Lisa tak nie można- rzucił.
-Co..?
-Widzę, że coś się dzieje- powiedział.
-Nic się nie dzieje- odparłam i uśmiechnęłam się delikatnie, ale jednak sztucznie.
-Skarbie, wiem o tobie więcej niż ci się wydaje. Odkąd wyjechaliśmy do Newcastle ciągle to robisz. Co noc brałaś jakieś tabletki nasenne i prochy. Wyrzuciłem to wszystko.
-Co?! Greg ty nic nie wiesz! -zaczęłam krzyczeć na chłopaka, i ogarnęła mnie wielka złość.
Zaczęłam walić rękami o jego tors. Wszystkie tabletki i prochy, które miałam tak po prostu zniknęły..
-Lisa! To cię wykańcza! Zrozum to!- krzyknął i złapał mnie za nadgarstki.- Lisa ja chcę z tobą żyć do końca życia.. Cholera dziewczyno ja cię potrzebuję.
-Czemu mnie nie powstrzymałeś..?- Spytałam i przestałam szarpać się.
-Nie wiem... Przepraszam Lisa, przepraszam. Tak cholernie przepraszam...- powiedział i pojedyncze łzy zaczęły ściekać mu po policzkach.
Podniosłam głowę i wytarłam mu łzy skrawkiem swojego swetra.
On nie może płakać przeze mnie- pomyślałam.