Szczerze powiedziawszy, pierwszy raz w życiu tak hucznie obchodziłam urodziny. Przede wszystkim nigdy nie zdarzyło mi się, by tyle ludzi pamiętało o takim czymś jak, MOJE URODZINY.
Kyle nawet nie był tak upierdliwy jak zwykle. Dziewczyny, jak to one przyszły do szkoły niby normalnie zachowując się, a jak już wyszłyśmy z niej to zaczęły szaleć jak głupie i wyciągnęły jakieś prezenty dla mnie. To było naprawdę miłe z ich strony.Ludzie z szkoły też nic wyjątkowo nic ode mnie nie chcieli. Normalnie jakoś wyjątkowo się czułam tego dnia. Nawet mimo tego, że był piątek 13 :)
Gdy wracałyśmy w trójkę z szkoły, wydurniałyśmy się jak dzieci. Ważne było to, że świetnie się bawiłam. I ten wesoły nastrój trwał od samiuteńkiego rana i nic nie zapowiadało, żeby się miał zmienić.
Przekręciłam klucz w zamku, ciągnąc za sobą Amy i Meg. Przestąpiłam przez próg i od razu na mojej twarzy pojawił się szczery uśmiech.
Mój tata, stał w hallu z Julie i kilkoma moimi znajomymi, drąc się: Happy Birthday czy coś w tym stylu.
-Wiedziałyście!- rzuciłam oskarżycielskim tonem, śmiejąc się. Meg i Amy śmiały się jak głupie i przytuliły mnie. Początkowo miałyśmy iść, jak co piątek do skateparku, ale dziewczyny upierały się, żeby iść do mnie.
Posiedzieliśmy może z godzinkę w domu śmiejąc się, a potem wszyscy nagle zaczęli się zwijać.
-Co się stało?- podeszłam do Meg.
-To była pierwsza część niespodzianki- odparła.
Amy pociągnęła mnie za rękę, na górę i kazała mi się przebrać w coś innego oraz wykąpać.
Chciałam zrobić tak jak kazała, ale z ubraniami nie poszło tak łatwo.
Westchnęłam głośno i położyłam się na łóżku. Chwilę później jednak się podniosłam, bo coś uwierało mnie w plecy. Okazało się, że to jakieś pudło. Dosyć duże pudło.
Kto normalny nie zauważy czegoś takiego na swoim łóżku?- przemknęło mi przez myśl.
Położyłam sobie pudełko na kolanach i otworzyłam je. W środku leżała sukienka, szpilki i mniejsze pudełko, jak się później okazało z kilkoma dodatkami. Na wierzchu leżała kartka z dopiskiem 'Wszytskiego najlepszego :)'.
Założyłam ubrania znalezione w pudełku i pognałam do łazienki. Poprawiłam makijaż i rozczesałam włosy, które jak zwykle całe się pofalowały. Całość prezentowała się niezwykle efektownie. Nawet trochę się nie poznawałam w takim stroju http://allani.pl/zestaw/817852 .
wtorek, 25 czerwca 2013
piątek, 14 czerwca 2013
Rozdział XV ♥
-Lisa wstawaj...- ktoś natarczywie próbował wyciągnąć mnie z łóżka. Obróciłam się na drugi bok i przykryłam kołdrą głowę. Sądząc po głosie to była Julie.
-Jak się obudzisz, to na szafce masz śniadanie i coś ode mnie- rzuciła w końcu i poszła na dół.
Gdy byłam pewna, że poszła usiadłam i przeciągnęłam się. Zerknęłam na szafkę i szeroko się uśmiechnęłam się. Na szafce leżała taca, a na niej talerzyk z kawałkiem tortu, przyozdobiony truskawkami i jedną świeczką. Dalej leżała chyba filiżanka z kawą i kanapka z Nutellą. Wszystko wyglądało ślicznie.
Gdy już kończyłam urodzinowe śniadanko, zauważyłam, że pod kubkiem leżała jakaś koperta. Odłożyłam ją na łóżko, a naczynia wrzuciłam na tacę. Poszłam wziąć prysznic, a potem jakoś fajnie się ubrać. Jakoś dzisiaj zaskakująco szybko poszło mi, ubieranie się. Założyłam ciemne, poprzecierane jeansy, czarną koszulkę, cienką parkę w kolorze khaki i botki.
Chciałam zejść na dół i odnieść tacę z naczyniami, ale jakoś ciągnęło mnie, aby zobaczyć co kryje koperta. W końcu siadłam na łóżku i otworzyłam kopertę. Gdy wyjęłam zawartość byłam jednocześnie zaskoczona i zachwycona. Prezentem, który dostałam od Julie, były 2 vouchery na lot do Nowego Jorku, w tą i z powrotem.
Zbiegłam po schodach, przeskakując stopnie co 2 i wbiegłam do salonu jak burza.
-Dziękuję Julie! Dziękuję, dziękuję, dziękuję!- mówiłam coraz głośniej i tuliłam przy okazji dziewczynę taty.
-Proszę bardzo. Cieszę się, że ci się podoba- odparła z uśmiechem.
-Dzięki, dzięki, dzięki- powtarzałam w kółko, a Julie coraz bardziej się śmiała.
-Nie ma za co...- powiedziała i dała mi całusa w czoło. Mimo wszystko zachowywała się wobec mnie jak matka, a nie ciocia. I nie byłam o to wcale zła.
-Gdzie tata?- spytałam.
-Poszedł już do pracy. W gabinecie chyba zostawił coś dla ciebie- rzuciła i poszła ogarnąć trochę salon.
-Dzięki!- powiedziałam i poszłam do gabinetu ojca.
Tak jak mówiła Julie na biurku leżała paczuszka, a na niej koperta zaadresowana do mnie. Chwyciłam wszystko i siadłam na małej sofie stojącej pod ścianą, naprzeciwko biurka. Najpierw wzięłam się za zawartość koperty. W środku był liścik od mamy.
'Droga córeczko.
Przede wszystkim sto lat i spełnienia marzeń!
Mam nadzieję, że prezent Ci się spodoba.
Zadzwonię do ciebie jak będę mogła.
Pozdrów tatę i Julie , jak możesz.
Jeszcze raz wszystkiego najlepszego!
Całuję, mama.'
Uśmiechnęłam się pod nosem i odłożyłam kartkę na bok. Zabrałam się za otwieranie paczki. W środku była antyrama rozmiaru kartki A3. Popatrzałam przez chwilę na prezent. Był naprawdę śliczny. Mało tego, były tam wszystkie zdjęcia, które przypominały mi o życiu w Newcasle. Zdjęcia z przyjaciółmi, jak moja mama była w ciąży ze mną, kilka ze szkoły, trochę aktualnych z np. mamy z Peterem i jej brzuszkiem, albo tych sprzed rozwodu. Całość była naprawdę zgrana. Nie wiem jak to inaczej określić. Wszystko wyglądało tak jakby specjalnie było poukładane albo ktoś naprawdę włożył w to serce . Uśmiechałam się wciąż, gapiąc się na prezent. W końcu wstałam, zbierając moje rzeczy z gabinetu, poszłam na górę i odłożyłam prezenty do koszyka pod łóżkiem.
Było już trochę późno, więc zaczęłam zbierać się do szkoły.
-Jak się obudzisz, to na szafce masz śniadanie i coś ode mnie- rzuciła w końcu i poszła na dół.
Gdy byłam pewna, że poszła usiadłam i przeciągnęłam się. Zerknęłam na szafkę i szeroko się uśmiechnęłam się. Na szafce leżała taca, a na niej talerzyk z kawałkiem tortu, przyozdobiony truskawkami i jedną świeczką. Dalej leżała chyba filiżanka z kawą i kanapka z Nutellą. Wszystko wyglądało ślicznie.
Gdy już kończyłam urodzinowe śniadanko, zauważyłam, że pod kubkiem leżała jakaś koperta. Odłożyłam ją na łóżko, a naczynia wrzuciłam na tacę. Poszłam wziąć prysznic, a potem jakoś fajnie się ubrać. Jakoś dzisiaj zaskakująco szybko poszło mi, ubieranie się. Założyłam ciemne, poprzecierane jeansy, czarną koszulkę, cienką parkę w kolorze khaki i botki.
Chciałam zejść na dół i odnieść tacę z naczyniami, ale jakoś ciągnęło mnie, aby zobaczyć co kryje koperta. W końcu siadłam na łóżku i otworzyłam kopertę. Gdy wyjęłam zawartość byłam jednocześnie zaskoczona i zachwycona. Prezentem, który dostałam od Julie, były 2 vouchery na lot do Nowego Jorku, w tą i z powrotem.
Zbiegłam po schodach, przeskakując stopnie co 2 i wbiegłam do salonu jak burza.
-Dziękuję Julie! Dziękuję, dziękuję, dziękuję!- mówiłam coraz głośniej i tuliłam przy okazji dziewczynę taty.
-Proszę bardzo. Cieszę się, że ci się podoba- odparła z uśmiechem.
-Dzięki, dzięki, dzięki- powtarzałam w kółko, a Julie coraz bardziej się śmiała.
-Nie ma za co...- powiedziała i dała mi całusa w czoło. Mimo wszystko zachowywała się wobec mnie jak matka, a nie ciocia. I nie byłam o to wcale zła.
-Gdzie tata?- spytałam.
-Poszedł już do pracy. W gabinecie chyba zostawił coś dla ciebie- rzuciła i poszła ogarnąć trochę salon.
-Dzięki!- powiedziałam i poszłam do gabinetu ojca.
Tak jak mówiła Julie na biurku leżała paczuszka, a na niej koperta zaadresowana do mnie. Chwyciłam wszystko i siadłam na małej sofie stojącej pod ścianą, naprzeciwko biurka. Najpierw wzięłam się za zawartość koperty. W środku był liścik od mamy.
'Droga córeczko.
Przede wszystkim sto lat i spełnienia marzeń!
Mam nadzieję, że prezent Ci się spodoba.
Zadzwonię do ciebie jak będę mogła.
Pozdrów tatę i Julie , jak możesz.
Jeszcze raz wszystkiego najlepszego!
Całuję, mama.'
Uśmiechnęłam się pod nosem i odłożyłam kartkę na bok. Zabrałam się za otwieranie paczki. W środku była antyrama rozmiaru kartki A3. Popatrzałam przez chwilę na prezent. Był naprawdę śliczny. Mało tego, były tam wszystkie zdjęcia, które przypominały mi o życiu w Newcasle. Zdjęcia z przyjaciółmi, jak moja mama była w ciąży ze mną, kilka ze szkoły, trochę aktualnych z np. mamy z Peterem i jej brzuszkiem, albo tych sprzed rozwodu. Całość była naprawdę zgrana. Nie wiem jak to inaczej określić. Wszystko wyglądało tak jakby specjalnie było poukładane albo ktoś naprawdę włożył w to serce . Uśmiechałam się wciąż, gapiąc się na prezent. W końcu wstałam, zbierając moje rzeczy z gabinetu, poszłam na górę i odłożyłam prezenty do koszyka pod łóżkiem.
Było już trochę późno, więc zaczęłam zbierać się do szkoły.
poniedziałek, 10 czerwca 2013
Rozdział XV ♥
-Lisa zaczekaj!- Greg już za mną biegł.
Zatrzymałam się i porządnie wymierzyłam mu policzek.
-Zostaw mnie. Nie odzywaj się do mnie. Rozumiesz?- wycedziłam przed zaciśnięte zęby, czując przy okazji gulę w gardle.
On popatrzył na mnie smutnymi oczami. Nie powiedział zupełnie nic.
Miałam mu podziękować za to, że mnie okłamał? Że okłamał także innych? Za to, że tak się zachowywał?
Ruszyłam w stronę domu. Autobus, który mógłby mnie podrzucić pod dom, jechał dopiero za godzinę, a nie zamierzałam marnować czasu na czekanie na niego. Poszłam do domu na piechotę. W domu byłam koło 6, więc natknęłam się, więc tylko na Julie, która już stała na nogach.
-Lisa... Coś się stało?- spytała Julie, która stała z tuszem w ręce i wyszła z łazienki, tylko dlatego, by sprawdzić czy ja to ja.
-Nie...- oparłam i otworzyłam drzwi do mojego pokoju. Rzuciłam się na łóżko i nakryłam poduszką głowę. Łzy same zaczęły płynąć.
Julie przez godzinę dociekała o co chodzi, lecz nic ze mnie raczej nie wyciągnęła. Tata, gdy się obudził. też nie dowiedział się co się stało.
Julie przynosiła mi na szafkę nocną, jakieś jedzenie i całe pudełka chusteczek.
W domu spędziłam prawie tydzień. Gdzieś w drugim tygodniu września zaczęłam w miarę normalnie funkcjonować. No prawie. Chodziłam na lekcje, gadałam z przyjaciółmi, ale coś czułam, że jakaś cząstka mnie nie funkcjonuje. Tak jakby została z Gregiem. Dziwne, prawda?
Zatrzymałam się i porządnie wymierzyłam mu policzek.
-Zostaw mnie. Nie odzywaj się do mnie. Rozumiesz?- wycedziłam przed zaciśnięte zęby, czując przy okazji gulę w gardle.
On popatrzył na mnie smutnymi oczami. Nie powiedział zupełnie nic.
Miałam mu podziękować za to, że mnie okłamał? Że okłamał także innych? Za to, że tak się zachowywał?
Ruszyłam w stronę domu. Autobus, który mógłby mnie podrzucić pod dom, jechał dopiero za godzinę, a nie zamierzałam marnować czasu na czekanie na niego. Poszłam do domu na piechotę. W domu byłam koło 6, więc natknęłam się, więc tylko na Julie, która już stała na nogach.
-Lisa... Coś się stało?- spytała Julie, która stała z tuszem w ręce i wyszła z łazienki, tylko dlatego, by sprawdzić czy ja to ja.
-Nie...- oparłam i otworzyłam drzwi do mojego pokoju. Rzuciłam się na łóżko i nakryłam poduszką głowę. Łzy same zaczęły płynąć.
Julie przez godzinę dociekała o co chodzi, lecz nic ze mnie raczej nie wyciągnęła. Tata, gdy się obudził. też nie dowiedział się co się stało.
Julie przynosiła mi na szafkę nocną, jakieś jedzenie i całe pudełka chusteczek.
W domu spędziłam prawie tydzień. Gdzieś w drugim tygodniu września zaczęłam w miarę normalnie funkcjonować. No prawie. Chodziłam na lekcje, gadałam z przyjaciółmi, ale coś czułam, że jakaś cząstka mnie nie funkcjonuje. Tak jakby została z Gregiem. Dziwne, prawda?
środa, 5 czerwca 2013
Rozdział XIV ♥
Gdy otworzyłam oczy było jeszcze ciemniej, niż przed tym kiedy mi się kimło.
Na dodatek ktoś niósł mnie na rękach. Tak serio na początku myślałam, że mam omamy i źle widzę, ale nie. To przecież był Greg! On mnie niósł na rękach! Tylko co on do diabła tutaj robił?!
Musiałam być naprawdę zmęczona, bo gdy miałam spytać się chłopaka o to, powieki same mi się zamknęły, a zamiast kilku słów skierowanych do niego wydałam głuchy jęk albo raczej jakiś niezrozumiany bełkot.
Obudziłam się na kanapie, w salonie Grega. Była godzina 5 rano. Przynajmniej zegar taką godzinę wskazywał. Wyciągnęłam rękę spod koca, którym byłam otulona. Dłoń była cała brudna z błota i liści. Otrzepałam ją, a potem uczyniłam to samo z drugą ręką. Widocznie moje ruchy obudziły śpiącego do tej pory Grega, bo gdy zobaczyłam go to był bardzo, bardzo nieprzytomny.
-Przepraszam...- szepnęłam do niego.
-Za co?
-Za to, że cię obudziłam...- mruknęłam.
-Prędzej za to, że taki numer odwaliłaś.- rzucił i przeciągnął się na fotelu.
-Że co proszę? To ty 'wyjechałeś' bez słowa i jeszcze się tak dziwnie zachowywałeś...- odparowałam i szybko podniosłam się, co okazało się wielkim błędem, bo po chwili się przewróciłam. Całe ciało było jeszcze odrętwiałe.
-Ej! Ostrożnie!- rzucił Greg i szybkim krokiem podszedł do mnie i podniósł mnie z podłogi.
-Dobra, wal się!- odparłam i wyrwałam mu się.
-Dokąd idziesz?- spytał. Otworzyłam drzwi i wyszłam na zewnątrz. Od razu poczułam zimno, które przeszyło moje ciało. Zadrżałam.
Może powinnam wrócić do środka?- przemknęło mi przez głowę- I tak muszę iść do domu- pomyślałam w duchu i mimo zimna panującego na ulicy, ruszyłam w stronę najbliższego przystanku autobusowego.
-Lisa zaczekaj!- Greg już za mną biegł.
Zatrzymałam się i porządnie wymierzyłam mu policzek.
-Zostaw mnie. Nie odzywaj się do mnie. Rozumiesz?- wycedziłam przed zaciśnięte zęby, czując przy okazji gulę w gardle.
On popatrzył na mnie smutnymi oczami. Nie powiedział zupełnie nic.
Miałam mu podziękować za to, że mnie okłamał? Że okłamał także innych? Za to, że tak się zachowywał?
Ruszyłam w stronę domu. Autobus, który mógłby mnie podrzucić pod dom, jechał dopiero za godzinę, a nie zamierzałam marnować czasu na czekanie na niego. Poszłam do domu na piechotę. W domu byłam koło 6, więc natknęłam się, więc tylko na Julie, która już stała na nogach.
-Lisa... Coś się stało?- spytała Julie, która stała z tuszem w ręce i wyszła z łazienki, tylko dlatego, by sprawdzić czy ja to ja.
-Nie...- odparłam i otworzyłam drzwi do mojego pokoju. Rzuciłam się na łóżko i nakryłam poduszką głowę. Łzy same zaczęły płynąć.
Julie przez godzinę dociekała o co chodzi, lecz nic ze mnie raczej nie wyciągnęła. Tata, gdy się obudził. też nie dowiedział się co się stało.
Julie przynosiła mi na szafkę nocną, jakieś jedzenie i całe pudełka chusteczek.
W domu spędziłam prawie tydzień. Gdzieś w drugim tygodniu września zaczęłam w miarę normalnie funkcjonować. No prawie. Chodziłam na lekcje, gadałam z przyjaciółmi, ale coś czułam, że jakaś cząstka mnie nie funkcjonuje. Tak jakby została z Gregiem. Dziwne, prawda?
Na dodatek ktoś niósł mnie na rękach. Tak serio na początku myślałam, że mam omamy i źle widzę, ale nie. To przecież był Greg! On mnie niósł na rękach! Tylko co on do diabła tutaj robił?!
Musiałam być naprawdę zmęczona, bo gdy miałam spytać się chłopaka o to, powieki same mi się zamknęły, a zamiast kilku słów skierowanych do niego wydałam głuchy jęk albo raczej jakiś niezrozumiany bełkot.
Obudziłam się na kanapie, w salonie Grega. Była godzina 5 rano. Przynajmniej zegar taką godzinę wskazywał. Wyciągnęłam rękę spod koca, którym byłam otulona. Dłoń była cała brudna z błota i liści. Otrzepałam ją, a potem uczyniłam to samo z drugą ręką. Widocznie moje ruchy obudziły śpiącego do tej pory Grega, bo gdy zobaczyłam go to był bardzo, bardzo nieprzytomny.
-Przepraszam...- szepnęłam do niego.
-Za co?
-Za to, że cię obudziłam...- mruknęłam.
-Prędzej za to, że taki numer odwaliłaś.- rzucił i przeciągnął się na fotelu.
-Że co proszę? To ty 'wyjechałeś' bez słowa i jeszcze się tak dziwnie zachowywałeś...- odparowałam i szybko podniosłam się, co okazało się wielkim błędem, bo po chwili się przewróciłam. Całe ciało było jeszcze odrętwiałe.
-Ej! Ostrożnie!- rzucił Greg i szybkim krokiem podszedł do mnie i podniósł mnie z podłogi.
-Dobra, wal się!- odparłam i wyrwałam mu się.
-Dokąd idziesz?- spytał. Otworzyłam drzwi i wyszłam na zewnątrz. Od razu poczułam zimno, które przeszyło moje ciało. Zadrżałam.
Może powinnam wrócić do środka?- przemknęło mi przez głowę- I tak muszę iść do domu- pomyślałam w duchu i mimo zimna panującego na ulicy, ruszyłam w stronę najbliższego przystanku autobusowego.
-Lisa zaczekaj!- Greg już za mną biegł.
Zatrzymałam się i porządnie wymierzyłam mu policzek.
-Zostaw mnie. Nie odzywaj się do mnie. Rozumiesz?- wycedziłam przed zaciśnięte zęby, czując przy okazji gulę w gardle.
On popatrzył na mnie smutnymi oczami. Nie powiedział zupełnie nic.
Miałam mu podziękować za to, że mnie okłamał? Że okłamał także innych? Za to, że tak się zachowywał?
Ruszyłam w stronę domu. Autobus, który mógłby mnie podrzucić pod dom, jechał dopiero za godzinę, a nie zamierzałam marnować czasu na czekanie na niego. Poszłam do domu na piechotę. W domu byłam koło 6, więc natknęłam się, więc tylko na Julie, która już stała na nogach.
-Lisa... Coś się stało?- spytała Julie, która stała z tuszem w ręce i wyszła z łazienki, tylko dlatego, by sprawdzić czy ja to ja.
-Nie...- odparłam i otworzyłam drzwi do mojego pokoju. Rzuciłam się na łóżko i nakryłam poduszką głowę. Łzy same zaczęły płynąć.
Julie przez godzinę dociekała o co chodzi, lecz nic ze mnie raczej nie wyciągnęła. Tata, gdy się obudził. też nie dowiedział się co się stało.
Julie przynosiła mi na szafkę nocną, jakieś jedzenie i całe pudełka chusteczek.
W domu spędziłam prawie tydzień. Gdzieś w drugim tygodniu września zaczęłam w miarę normalnie funkcjonować. No prawie. Chodziłam na lekcje, gadałam z przyjaciółmi, ale coś czułam, że jakaś cząstka mnie nie funkcjonuje. Tak jakby została z Gregiem. Dziwne, prawda?
wtorek, 4 czerwca 2013
Rozdział XIII ♥
Przez kilka dni chodziłam jak zombie. Tata też nie wiedział gdzie jest Greg, więc coraz bardziej się o niego bałam. Dopiero od dobrze poinformowanej Meg dowiedziałam się o co chodzi.
Greg wyjechał do Francji na miesięczny staż.
No świetnie. Pewnie znowu się ostatnia dowiaduję o wszystkim- pomyślałam, gdy się o tym dowiedziałam.
Tego samego dnia znowu próbowałam do niego się dodzwonić, ale znowu bezskutecznie. Od kogoś dowiedziałam się kiedy wraca mój przyjaciel- 3 dni przed moimi urodzinami. Wszystko to było strasznie dziwne.
To była moja ostatnia sobota przed szkołą, więc stwierdziłam, że chyba sobie odpuszczę te zakupy z dziewczynami, które były zaplanowane od kilku dni, jak nie od jakiegoś tygodnia. W końcu przydała by mi się jakaś cisza i spokój, a nie durne darcie się dzieci w sklepach.
Wysłałam krótkiego SMS-a do dziewczyn, że nie przyjdę, a potem przebrałam się w wygodne ciuchy i zeszłam na dół. Ubrana w parkę w kolorze khaki, czarne jeansy, białą koszulkę z czarnym nadrukiem i ciemno-brązowych butach, poszłam w stronę domu Grega. Albo może raczej w stronę lasu za jego domem. Jego dom leżał na obrzeżach miasta, więc marsz na koniec miasta, zajął mi trochę czasu. Ale w sumie było mi wszystko jedno. Tak czy siak nikt na mnie nie czekał. Chodziłam po tym lesie i chodziłam, nie zwracałam uwagi na to gdzie jestem, pewnie wyglądałam jak jakaś obłąkana, która nie wie gdzie jest. Było mi już wszystko jedno- czułam tylko swój wielki ból po stracie Grega. W sumie było to dziwne, bo przecież on miał wrócić niedługo, a ja robiłam z tego problem jakby on już nigdy miałby nie wrócić czy coś w ten deseń. Po kilku godzinach łażenia po lesie, gdy zrobiło się zimniej, zrozumiałam, która jest godzina- grubo po 21. W sumie i tak mi się nie spieszyło. W pewnym momencie potknęłam się o korzeń drzewa. Zamiast wstać od razu z mokrej ściółki, przesunęłam się pod drzewo i oparłam się plecami o wilgotną korę. Totalnie wykończona po tym dniu usnęłam.
Greg wyjechał do Francji na miesięczny staż.
No świetnie. Pewnie znowu się ostatnia dowiaduję o wszystkim- pomyślałam, gdy się o tym dowiedziałam.
Tego samego dnia znowu próbowałam do niego się dodzwonić, ale znowu bezskutecznie. Od kogoś dowiedziałam się kiedy wraca mój przyjaciel- 3 dni przed moimi urodzinami. Wszystko to było strasznie dziwne.
To była moja ostatnia sobota przed szkołą, więc stwierdziłam, że chyba sobie odpuszczę te zakupy z dziewczynami, które były zaplanowane od kilku dni, jak nie od jakiegoś tygodnia. W końcu przydała by mi się jakaś cisza i spokój, a nie durne darcie się dzieci w sklepach.
Wysłałam krótkiego SMS-a do dziewczyn, że nie przyjdę, a potem przebrałam się w wygodne ciuchy i zeszłam na dół. Ubrana w parkę w kolorze khaki, czarne jeansy, białą koszulkę z czarnym nadrukiem i ciemno-brązowych butach, poszłam w stronę domu Grega. Albo może raczej w stronę lasu za jego domem. Jego dom leżał na obrzeżach miasta, więc marsz na koniec miasta, zajął mi trochę czasu. Ale w sumie było mi wszystko jedno. Tak czy siak nikt na mnie nie czekał. Chodziłam po tym lesie i chodziłam, nie zwracałam uwagi na to gdzie jestem, pewnie wyglądałam jak jakaś obłąkana, która nie wie gdzie jest. Było mi już wszystko jedno- czułam tylko swój wielki ból po stracie Grega. W sumie było to dziwne, bo przecież on miał wrócić niedługo, a ja robiłam z tego problem jakby on już nigdy miałby nie wrócić czy coś w ten deseń. Po kilku godzinach łażenia po lesie, gdy zrobiło się zimniej, zrozumiałam, która jest godzina- grubo po 21. W sumie i tak mi się nie spieszyło. W pewnym momencie potknęłam się o korzeń drzewa. Zamiast wstać od razu z mokrej ściółki, przesunęłam się pod drzewo i oparłam się plecami o wilgotną korę. Totalnie wykończona po tym dniu usnęłam.
Rozdział XII ♥
Pojechaliśmy odnieść torby i to wszystko, do nowego lokum mamy. Mama ciągle leżała w szpitalu, z powodu ryzyka zagrożenia ciąży. Przez całe przedpołudnie siedziałam w mieszkaniu i oglądałam telewizję.
-Pojedziemy do mamy? Chciałabym się z nią spotkać- rzuciłam w końcu.
-Pewnie- odparł Peter i poszedł po kluczyki od auta.
Gdy byliśmy już w sali mamy, byłam lekko poddenerwowana. Sama nie wiem czym... Tym, że moja matka za miesiąc rodziła czy tym, że bałam się o Grega? Naprawdę nie wiem.
Moja mama nawet z brzuchem wyglądała świetnie, chociaż troszkę przypominała mi wieloryba.
W samym szpitalu spędziliśmy z 2 godziny, później musieliśmy iść, bo skończył się czas odwiedzin. Jednak, gdy już miałam wychodzić z sali, mama pociągnęła mnie za rękaw.
-Lisa... Błagam, nie złość się na tatę, że mi powiedział mi kiedy przyjedziesz... Nie złość się też o tą ciążę i o wszystko... Proszę, nie rób chociaż tego tacie... Wiesz jak później wszystko przeżywa- powiedziała mama uśmiechając się blado, bo chyba dziecko kopnęło.
-Tylko, że ja się chyba nie złoszczę na was, tylko na tą sytuację... Nigdy nie chciałam byście się rozwodzili...- odparłam.
-Halo! Już, już! Uciekaj dziecino!- do sali wparowała salowa.
-Pa mamuś!- rzuciłam i cmokłam mamę w czoło na pożegnanie i poszłam w stronę samochodu Petera. Partner matki siedział już w środku i czekał na mnie.
Później, przez całe 2 tygodnie, ciągle odwiedzałam mamę w szpitalu i trochę pomagałam Peterowi w obowiązkach domowych.
Przez te dni, które spędziłam u mamy, ani razu nie gadałam z Gregiem. Gdy już wróciłam do domu, to od razu chciałam spytać się ojca, gdzie jest mój przyjaciel. Jednak i taty nie było. To pewnie przez to Julie przyjechała po mnie na lotnisko.
Miałam nadzieję, że Greg w końcu się odezwie, bo cholernie mi go brakowało. I to chyba bardziej, niż mi się wydawało dotychczas.
-Pojedziemy do mamy? Chciałabym się z nią spotkać- rzuciłam w końcu.
-Pewnie- odparł Peter i poszedł po kluczyki od auta.
Gdy byliśmy już w sali mamy, byłam lekko poddenerwowana. Sama nie wiem czym... Tym, że moja matka za miesiąc rodziła czy tym, że bałam się o Grega? Naprawdę nie wiem.
Moja mama nawet z brzuchem wyglądała świetnie, chociaż troszkę przypominała mi wieloryba.
W samym szpitalu spędziliśmy z 2 godziny, później musieliśmy iść, bo skończył się czas odwiedzin. Jednak, gdy już miałam wychodzić z sali, mama pociągnęła mnie za rękaw.
-Lisa... Błagam, nie złość się na tatę, że mi powiedział mi kiedy przyjedziesz... Nie złość się też o tą ciążę i o wszystko... Proszę, nie rób chociaż tego tacie... Wiesz jak później wszystko przeżywa- powiedziała mama uśmiechając się blado, bo chyba dziecko kopnęło.
-Tylko, że ja się chyba nie złoszczę na was, tylko na tą sytuację... Nigdy nie chciałam byście się rozwodzili...- odparłam.
-Halo! Już, już! Uciekaj dziecino!- do sali wparowała salowa.
-Pa mamuś!- rzuciłam i cmokłam mamę w czoło na pożegnanie i poszłam w stronę samochodu Petera. Partner matki siedział już w środku i czekał na mnie.
Później, przez całe 2 tygodnie, ciągle odwiedzałam mamę w szpitalu i trochę pomagałam Peterowi w obowiązkach domowych.
Przez te dni, które spędziłam u mamy, ani razu nie gadałam z Gregiem. Gdy już wróciłam do domu, to od razu chciałam spytać się ojca, gdzie jest mój przyjaciel. Jednak i taty nie było. To pewnie przez to Julie przyjechała po mnie na lotnisko.
Miałam nadzieję, że Greg w końcu się odezwie, bo cholernie mi go brakowało. I to chyba bardziej, niż mi się wydawało dotychczas.
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)