-Lisa wstawaj...- ktoś natarczywie próbował wyciągnąć mnie z łóżka. Obróciłam się na drugi bok i przykryłam kołdrą głowę. Sądząc po głosie to była Julie.
-Jak się obudzisz, to na szafce masz śniadanie i coś ode mnie- rzuciła w końcu i poszła na dół.
Gdy byłam pewna, że poszła usiadłam i przeciągnęłam się. Zerknęłam na szafkę i szeroko się uśmiechnęłam się. Na szafce leżała taca, a na niej talerzyk z kawałkiem tortu, przyozdobiony truskawkami i jedną świeczką. Dalej leżała chyba filiżanka z kawą i kanapka z Nutellą. Wszystko wyglądało ślicznie.
Gdy już kończyłam urodzinowe śniadanko, zauważyłam, że pod kubkiem leżała jakaś koperta. Odłożyłam ją na łóżko, a naczynia wrzuciłam na tacę. Poszłam wziąć prysznic, a potem jakoś fajnie się ubrać. Jakoś dzisiaj zaskakująco szybko poszło mi, ubieranie się. Założyłam ciemne, poprzecierane jeansy, czarną koszulkę, cienką parkę w kolorze khaki i botki.
Chciałam zejść na dół i odnieść tacę z naczyniami, ale jakoś ciągnęło mnie, aby zobaczyć co kryje koperta. W końcu siadłam na łóżku i otworzyłam kopertę. Gdy wyjęłam zawartość byłam jednocześnie zaskoczona i zachwycona. Prezentem, który dostałam od Julie, były 2 vouchery na lot do Nowego Jorku, w tą i z powrotem.
Zbiegłam po schodach, przeskakując stopnie co 2 i wbiegłam do salonu jak burza.
-Dziękuję Julie! Dziękuję, dziękuję, dziękuję!- mówiłam coraz głośniej i tuliłam przy okazji dziewczynę taty.
-Proszę bardzo. Cieszę się, że ci się podoba- odparła z uśmiechem.
-Dzięki, dzięki, dzięki- powtarzałam w kółko, a Julie coraz bardziej się śmiała.
-Nie ma za co...- powiedziała i dała mi całusa w czoło. Mimo wszystko zachowywała się wobec mnie jak matka, a nie ciocia. I nie byłam o to wcale zła.
-Gdzie tata?- spytałam.
-Poszedł już do pracy. W gabinecie chyba zostawił coś dla ciebie- rzuciła i poszła ogarnąć trochę salon.
-Dzięki!- powiedziałam i poszłam do gabinetu ojca.
Tak jak mówiła Julie na biurku leżała paczuszka, a na niej koperta zaadresowana do mnie. Chwyciłam wszystko i siadłam na małej sofie stojącej pod ścianą, naprzeciwko biurka. Najpierw wzięłam się za zawartość koperty. W środku był liścik od mamy.
'Droga córeczko.
Przede wszystkim sto lat i spełnienia marzeń!
Mam nadzieję, że prezent Ci się spodoba.
Zadzwonię do ciebie jak będę mogła.
Pozdrów tatę i Julie , jak możesz.
Jeszcze raz wszystkiego najlepszego!
Całuję, mama.'
Uśmiechnęłam się pod nosem i odłożyłam kartkę na bok. Zabrałam się za otwieranie paczki. W środku była antyrama rozmiaru kartki A3. Popatrzałam przez chwilę na prezent. Był naprawdę śliczny. Mało tego, były tam wszystkie zdjęcia, które przypominały mi o życiu w Newcasle. Zdjęcia z przyjaciółmi, jak moja mama była w ciąży ze mną, kilka ze szkoły, trochę aktualnych z np. mamy z Peterem i jej brzuszkiem, albo tych sprzed rozwodu. Całość była naprawdę zgrana. Nie wiem jak to inaczej określić. Wszystko wyglądało tak jakby specjalnie było poukładane albo ktoś naprawdę włożył w to serce . Uśmiechałam się wciąż, gapiąc się na prezent. W końcu wstałam, zbierając moje rzeczy z gabinetu, poszłam na górę i odłożyłam prezenty do koszyka pod łóżkiem.
Było już trochę późno, więc zaczęłam zbierać się do szkoły.
TAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAK <3
OdpowiedzUsuńNo kurde, Mordko, jesteś wielka, noo ! :3
Pyszczku , dzięki <3
Usuń