Gdy się obudziłam było po 12, Grega nie było obok, a ja byłam nadal zmęczona.
Ociągając się wstałam z łóżka, i zaczęłam wywalać wszystko co miałam w torbie, w celu znalezienia telefonu.
'Nowa wiadomość od: Mom'- przeczytałam.
'Wychodzimy dzisiaj z szpitala :) ' plus załączone zdjęcie uśmiechniętej mamy i Petera, trzymającego fotelik z Claire.
Uśmiechnęłam się pod nosem i zeszłam na dół.
-Lisa chodź do kuchni!
-Uhm...- mruknęłam, a w myślach wyliczałam ile on rzeczy mógł już przypalić, gdy ja spałam.
-Kawa?- spytał stojąc tyłem do mnie.
-Poproszę- ziewnęłam i siadłam na jednym z krzeseł, otaczających wyspę w kuchni.
Greg odwrócił się i położył przede mną tacę, z dwoma tostami i dżemem, jabłkiem, kawą i białą różyczką.
-O jejku, ale śliczne- powiedziałam i wstałam z krzesła. Podeszłam do Grega i go mocno przytuliłam, czując że on ciągle całuje mnie w czoło.
On był taki cudowny, a ja ciągle miałam głupie wrażenie, że za mało daję od siebie. Że to on utrzymywał jakoś cały ten związek. Mimowolnie zaczęłam płakać. Ta myśl była jakaś przytłaczająca.
-Ej co jest?- spytał Greg ze strachem w oczach i troską jednocześnie.
Podniosłam głowę z jego torsu i otarłam łzy.
-Nic.. po prostu.. nic..- wydukałam i przywarłam znowu do niego.
-Lisa tak nie można- rzucił.
-Co..?
-Widzę, że coś się dzieje- powiedział.
-Nic się nie dzieje- odparłam i uśmiechnęłam się delikatnie, ale jednak sztucznie.
-Skarbie, wiem o tobie więcej niż ci się wydaje. Odkąd wyjechaliśmy do Newcastle ciągle to robisz. Co noc brałaś jakieś tabletki nasenne i prochy. Wyrzuciłem to wszystko.
-Co?! Greg ty nic nie wiesz! -zaczęłam krzyczeć na chłopaka, i ogarnęła mnie wielka złość.
Zaczęłam walić rękami o jego tors. Wszystkie tabletki i prochy, które miałam tak po prostu zniknęły..
-Lisa! To cię wykańcza! Zrozum to!- krzyknął i złapał mnie za nadgarstki.- Lisa ja chcę z tobą żyć do końca życia.. Cholera dziewczyno ja cię potrzebuję.
-Czemu mnie nie powstrzymałeś..?- Spytałam i przestałam szarpać się.
-Nie wiem... Przepraszam Lisa, przepraszam. Tak cholernie przepraszam...- powiedział i pojedyncze łzy zaczęły ściekać mu po policzkach.
Podniosłam głowę i wytarłam mu łzy skrawkiem swojego swetra.
On nie może płakać przeze mnie- pomyślałam.
piątek, 27 grudnia 2013
niedziela, 3 listopada 2013
Rozdział XXIV ♥
Szpital odwiedzałam codziennie. Nie wiem czy ze względu na mamę czy na Claire.
Zakochałam się w mojej przyrodniej siostrzyczce, i okazywałam jej to każdego dnia mojego pobytu w Newcastle.
Dwa tygodnie minęły naprawdę szybko i musiałam wracać do Oxfordu.
Był już październik, a ja w szkole ile byłam? Jeden tydzień? Dwa?
Greg kończył szkołę w tym roku, a ja w przyszłym, więc do nauki trzeba by było się zabrać.
Podróż powrotna minęła dużo szybciej, a Greg nie robił problemów o to kto ma prowadzić.
W Oxfordzie byliśmy we wtorek, krótko przed północą.
Jak zwykle padało, więc bez większego zastanowienia, podjechaliśmy do McDonald's po kubek kawy.
Greg wiedział, że uwielbiam wstępować na kawę albo gorącą czekoladę, właśnie w nocy, więc ja dodatkowo miałam uciechę.
Weszliśmy do 'restauracji' i zamówiliśmy po kubku kawy, a następnie usiedliśmy przy stoliku stojącym obok wielkiego okna, skąd było widać oświetloną ulicę.
Wszystko wyglądało tak spokojnie.
Pewnie dlatego, że był środek nocy i tygodnia, bo zwykle w piątkowe i sobotnie noce, ludzie wychodzą na ulice Oxfordu sporymi grupami. A tu pustka..
Dopiliśmy kawę i wyszliśmy z budynku, niemalże biegnąc, bo deszcz nie dawał za wygraną i ciągle padało.
Greg odpalił samochód i skierowaliśmy się w stronę jego domu.
Tata i Julie pewnie spali po długim dniu, a rodziców Grega nie było, więc lepiej było jechać do niego.
Chłopak zaparkował na podjeździe, a ja w tym czasie próbowałam uwolnić się z pasów które jak na złość zablokowały się.
-Daj, pomogę Ci...- powiedział Greg i w ciągu kilku sekund byłam znowu wolna.
-Dziękuję- rzuciłam i dałam mu przelotnego buziaka.
Wyskoczyłam z auta i założyłam w pośpiechu kurtkę, przy okazji biorąc moją torebkę.
Greg wziął swoją torbę podróżną i zaczął w niej szukać kluczy z domu. Dość szybko je znalazł, ale i tak, weszliśmy do środka cali mokrzy.
Pobiegliśmy na górę, bo tam właśnie były ręczniki. Greg wyminął mnie i poleciał do łazienki, a ja poszłam do jego pokoju. Rzuciłam torebkę w kąt, i poszłam szybko do łazienki. Chłopak stał i suszył się z uśmiechem na twarzy.
-No i co się śmiejesz?- spytałam podchodząc do niego, również się uśmiechając.
-Bo w końcu jesteśmy sami- powiedział i cmoknął mnie w nos.- Wysusz się- dodał podając mi suchy ręcznik. Uśmiechnęłam się ponownie i zaczęłam się suszyć.
-Lisa chcesz się wykąpać?- spytał.
-Tak, jasne- odparłam, a on opuścił pomieszczenie.
Zrzuciłam z siebie przemoczone ciuchy i weszłam do wanny, pełnej ciepłej wody i bąbelków. Leżałam sobie tak może z 5 minut, aż usłyszałam pukanie do drzwi.
-Lisa... Zostawiłem tam telefon.. i no...
-Wejdź- rzuciłam, a po chwili Greg wszedł z zasłoniętymi oczami.- Umm... Co ty robisz?- spytałam.
-No nie chcę, żebyś się czuła niekomfortowo czy coś...
-Greg błagam...- powiedziałam, na co on mruknął coś pod nosem.- Chodź ze mną posiedzieć- dodałam, a po chwili uświadomiłam co powiedziałam.
-Jesteś pewna?- Greg wyrwał mnie z przemyśleń.
-Znaczy tak... Znaczy przepraszam nie powinnam- rzuciłam zażenowana.
-Jesteś pewna?- spytał ponownie.
-Jeśli tylko chcesz...
Dwie minuty później Greg siedział sobie za mną i przytulał mnie mocno do siebie. Z całą pewnością siedzieliśmy tam z pół godziny, bo gdy już znalazłam się w pokoju była chwila po pierwszej rano.
Położyłam się i chwilę później już spałam. Nawet kawa na mnie nie działa.
Usnęłam w łóżku Grega, a rano czekała mnie miła niespodzianka.
Zakochałam się w mojej przyrodniej siostrzyczce, i okazywałam jej to każdego dnia mojego pobytu w Newcastle.
Dwa tygodnie minęły naprawdę szybko i musiałam wracać do Oxfordu.
Był już październik, a ja w szkole ile byłam? Jeden tydzień? Dwa?
Greg kończył szkołę w tym roku, a ja w przyszłym, więc do nauki trzeba by było się zabrać.
Podróż powrotna minęła dużo szybciej, a Greg nie robił problemów o to kto ma prowadzić.
W Oxfordzie byliśmy we wtorek, krótko przed północą.
Jak zwykle padało, więc bez większego zastanowienia, podjechaliśmy do McDonald's po kubek kawy.
Greg wiedział, że uwielbiam wstępować na kawę albo gorącą czekoladę, właśnie w nocy, więc ja dodatkowo miałam uciechę.
Weszliśmy do 'restauracji' i zamówiliśmy po kubku kawy, a następnie usiedliśmy przy stoliku stojącym obok wielkiego okna, skąd było widać oświetloną ulicę.
Wszystko wyglądało tak spokojnie.
Pewnie dlatego, że był środek nocy i tygodnia, bo zwykle w piątkowe i sobotnie noce, ludzie wychodzą na ulice Oxfordu sporymi grupami. A tu pustka..
Dopiliśmy kawę i wyszliśmy z budynku, niemalże biegnąc, bo deszcz nie dawał za wygraną i ciągle padało.
Greg odpalił samochód i skierowaliśmy się w stronę jego domu.
Tata i Julie pewnie spali po długim dniu, a rodziców Grega nie było, więc lepiej było jechać do niego.
Chłopak zaparkował na podjeździe, a ja w tym czasie próbowałam uwolnić się z pasów które jak na złość zablokowały się.
-Daj, pomogę Ci...- powiedział Greg i w ciągu kilku sekund byłam znowu wolna.
-Dziękuję- rzuciłam i dałam mu przelotnego buziaka.
Wyskoczyłam z auta i założyłam w pośpiechu kurtkę, przy okazji biorąc moją torebkę.
Greg wziął swoją torbę podróżną i zaczął w niej szukać kluczy z domu. Dość szybko je znalazł, ale i tak, weszliśmy do środka cali mokrzy.
Pobiegliśmy na górę, bo tam właśnie były ręczniki. Greg wyminął mnie i poleciał do łazienki, a ja poszłam do jego pokoju. Rzuciłam torebkę w kąt, i poszłam szybko do łazienki. Chłopak stał i suszył się z uśmiechem na twarzy.
-No i co się śmiejesz?- spytałam podchodząc do niego, również się uśmiechając.
-Bo w końcu jesteśmy sami- powiedział i cmoknął mnie w nos.- Wysusz się- dodał podając mi suchy ręcznik. Uśmiechnęłam się ponownie i zaczęłam się suszyć.
-Lisa chcesz się wykąpać?- spytał.
-Tak, jasne- odparłam, a on opuścił pomieszczenie.
Zrzuciłam z siebie przemoczone ciuchy i weszłam do wanny, pełnej ciepłej wody i bąbelków. Leżałam sobie tak może z 5 minut, aż usłyszałam pukanie do drzwi.
-Lisa... Zostawiłem tam telefon.. i no...
-Wejdź- rzuciłam, a po chwili Greg wszedł z zasłoniętymi oczami.- Umm... Co ty robisz?- spytałam.
-No nie chcę, żebyś się czuła niekomfortowo czy coś...
-Greg błagam...- powiedziałam, na co on mruknął coś pod nosem.- Chodź ze mną posiedzieć- dodałam, a po chwili uświadomiłam co powiedziałam.
-Jesteś pewna?- Greg wyrwał mnie z przemyśleń.
-Znaczy tak... Znaczy przepraszam nie powinnam- rzuciłam zażenowana.
-Jesteś pewna?- spytał ponownie.
-Jeśli tylko chcesz...
Dwie minuty później Greg siedział sobie za mną i przytulał mnie mocno do siebie. Z całą pewnością siedzieliśmy tam z pół godziny, bo gdy już znalazłam się w pokoju była chwila po pierwszej rano.
Położyłam się i chwilę później już spałam. Nawet kawa na mnie nie działa.
Usnęłam w łóżku Grega, a rano czekała mnie miła niespodzianka.
piątek, 27 września 2013
Rozdział XXIII ♥
Następnego dnia zjawiłam się z Gregiem z samego rana w szpitalu.
Mama prawie ciągle spała, a gdy się budziła to powtarzała : 'To chyba dzisiaj..'
I w sumie miała rację.
Koło 18 mama zaczęła rodzić, a mnie po prostu roznosiło.
Martwiłam się czy mamie nic nie jest.
Bardziej interesowałam się mamą, niż tym dzieckiem.
Przecież tylko matkę mieliśmy albo miałyśmy wspólną.
Peter był ojcem, a nie Harry- mój tata.
Po 19 wpuszczono nas w końcu do mamy, a moim oczom ukazała się malutka główka z ciemnymi włoskami.
-Popatrz Lisa... Jaka ona śliczna.
-Jednak dziewczynka...- mruknęłam pod nosem.
Mama nie chciała znać płci dziecka, aż do porodu, więc to była niespodzianka.
-Jak ona się nazywa?- spytałam w końcu, gdy oderwałam wzrok od małej. Była taka śliczna.
-Chciałam, żebyś ty wybrała dla niej imię. Peter nie ma nic przeciwko.
-A co byś powiedziała na Claire Melody Smith..?- rzuciłam bez namysłu.
-Idealnie- powiedziała lekko przygaszonym głosem.
Widocznie ciągle była wyczerpana porodem.
Stałam i ciągle przyglądałam się Claire z zafascynowaniem.
W pewnym momencie mama podała mi ją, a ja trzymałam ją tak jakby to była najnaturalniejsza rzecz na świecie.
Greg nie umiał się napatrzyć, gdy trzymałam małą, ale ja nie interesowałam się tym co robili inni.
Claire zajęła totalnie moje myśli.
Mama prawie ciągle spała, a gdy się budziła to powtarzała : 'To chyba dzisiaj..'
I w sumie miała rację.
Koło 18 mama zaczęła rodzić, a mnie po prostu roznosiło.
Martwiłam się czy mamie nic nie jest.
Bardziej interesowałam się mamą, niż tym dzieckiem.
Przecież tylko matkę mieliśmy albo miałyśmy wspólną.
Peter był ojcem, a nie Harry- mój tata.
Po 19 wpuszczono nas w końcu do mamy, a moim oczom ukazała się malutka główka z ciemnymi włoskami.
-Popatrz Lisa... Jaka ona śliczna.
-Jednak dziewczynka...- mruknęłam pod nosem.
Mama nie chciała znać płci dziecka, aż do porodu, więc to była niespodzianka.
-Jak ona się nazywa?- spytałam w końcu, gdy oderwałam wzrok od małej. Była taka śliczna.
-Chciałam, żebyś ty wybrała dla niej imię. Peter nie ma nic przeciwko.
-A co byś powiedziała na Claire Melody Smith..?- rzuciłam bez namysłu.
-Idealnie- powiedziała lekko przygaszonym głosem.
Widocznie ciągle była wyczerpana porodem.
Stałam i ciągle przyglądałam się Claire z zafascynowaniem.
W pewnym momencie mama podała mi ją, a ja trzymałam ją tak jakby to była najnaturalniejsza rzecz na świecie.
Greg nie umiał się napatrzyć, gdy trzymałam małą, ale ja nie interesowałam się tym co robili inni.
Claire zajęła totalnie moje myśli.
sobota, 14 września 2013
Rozdział XXII ♥
Była sobota- tydzień po moich urodzinach, a ja ciągle nie obejrzałam swoich prezentów. Była ich masa! Dosłownie. Sama bym sobie nie poradziła w dość szybkim tempie z rozpakowaniem wszystkiego, więc zadzwoniłam szybko do Meg, Amy i Grega. Cała trójka zjawiła się u mnie po 20 min. Rozpakowanie prezentów zajęło nam z 10- 15 min, bo przecież w czwórkę to szybciej idzie.
Gdy Amy z Meg się pozwijały po godzinie, a Greg został ze mną sam, zauważyłam, że coś go trapi.
-Co jest?- spytałam, prosto z mostu.
-Odpakowałaś mój..- spytał.
-Nie...-rzuciłam.
-Otwórz.
Zrobiłam o co poprosił, a moim oczom ukazała się prześliczna bransoletka z małą zawieszką.
-Cudowne...- odparłam.
-Podoba się?- spytał.
-Śliczna...- szepnęłam i uścisnęłam go mocno.
-Proszę.- odparł i dał mi buziaka w czubek głowy.
Gdy tak siedzieliśmy przytuleni do siebie, usłyszałam, że telefon mi zaczyna dzwonić.
-Przepraszam.- rzuciłam i podeszłam do szafki, na którym leżał telefon.
'Połączenie przychodzące od : Mom'- przeczytałam.
-Słucham cię...
-Lisa skarbie... Jutro- pojutrze będzie poród. Chciałabyś przyjechać?- usłyszałam cichy głos mamy.
-Hmmm... Raczej tak. Czemu pytasz?
-Nic nic.. Na pewno przyjedziesz?- spytała ponownie.
-Tak, tak.- odparłam.
-Dziękuję.
-Nie ma sprawy.- odparłam.- To do jutra.- mruknęłam i się rozłączyłam.
-Co jest? - spytał Greg, patrząc na mnie.
-Jadę do mamy.- powiedziałam i wyciągnęłam torbę spod łóżka.
Zaczęłam wrzucać najpotrzebniejsze rzeczy, a Greg patrzał na mnie z dziwną miną.
-Coś nie tak?- spytałam, pakując lapotopa.
-Mogę jechać z Tobą?- spytał.
-Jasne.- odparłam i przystałam na chwilę.- Musze wyjechać jeszcze dziś, najlepiej za godzinę.
-Lecę po rzeczy.
-Podjadę po ciebie, dobrze?
-To do zobaczenia.- rzucił i pocałował mnie przelotnie.
Spakowałam się do końca i zeszłam na dół. Pożegnałam się z tatą i Julie, obiecując im, że zadzwonię tylko jak dojadę i gdy mama urodzi. Po drodze zahaczyłam o jakiś supermarket i kupiłam trochę jedzenia na drogę. Stacja benzynowa była po drodze, więc do niej też na chwilkę podjechałam. Zatankowałam do pełna i pojechałam po Grega.
Chłopak stał już z torbą podróżną przed domem.
-Będziemy się zmieniać.- powiedział wsiadając.
-Okey... Jak chcesz.- powiedziałam i przesiadłam się na tyle siedzenia. Miałam trochę czasu do dyspozycji. Sen był wsakazany. Usnęłam po paru minutach, a gdy się budziłam to tylko na krótkie przerwy między jazdą, żeby rozprostować nogi.
-Zamieniamy się.- rzuciłam. Było po 20, Greg prowadził jakieś 3 godziny.
-Dam radę...- mruknął cicho.
-Skończ i nie wkurzaj mnie. Nic nie spałeś, a ostatnio mało śpisz.
-Za chwilę jest jakiś zjazd na stację to się zamienimy.
Wiedziałam, że zrobił to tylko dlatego żeby nie wszczynać awantury. I dobrze.
W efekcie koło 22 byliśmy w Newcastle.
Tęskniłam za tym miastem.. Ale tak troszkę.
Mieliśmy te szczęście, że mama nie urodziła i mieliśmy czas na trochę porządnego snu.
Gdy Amy z Meg się pozwijały po godzinie, a Greg został ze mną sam, zauważyłam, że coś go trapi.
-Co jest?- spytałam, prosto z mostu.
-Odpakowałaś mój..- spytał.
-Nie...-rzuciłam.
-Otwórz.
Zrobiłam o co poprosił, a moim oczom ukazała się prześliczna bransoletka z małą zawieszką.
-Cudowne...- odparłam.
-Podoba się?- spytał.
-Śliczna...- szepnęłam i uścisnęłam go mocno.
-Proszę.- odparł i dał mi buziaka w czubek głowy.
Gdy tak siedzieliśmy przytuleni do siebie, usłyszałam, że telefon mi zaczyna dzwonić.
-Przepraszam.- rzuciłam i podeszłam do szafki, na którym leżał telefon.
'Połączenie przychodzące od : Mom'- przeczytałam.
-Słucham cię...
-Lisa skarbie... Jutro- pojutrze będzie poród. Chciałabyś przyjechać?- usłyszałam cichy głos mamy.
-Hmmm... Raczej tak. Czemu pytasz?
-Nic nic.. Na pewno przyjedziesz?- spytała ponownie.
-Tak, tak.- odparłam.
-Dziękuję.
-Nie ma sprawy.- odparłam.- To do jutra.- mruknęłam i się rozłączyłam.
-Co jest? - spytał Greg, patrząc na mnie.
-Jadę do mamy.- powiedziałam i wyciągnęłam torbę spod łóżka.
Zaczęłam wrzucać najpotrzebniejsze rzeczy, a Greg patrzał na mnie z dziwną miną.
-Coś nie tak?- spytałam, pakując lapotopa.
-Mogę jechać z Tobą?- spytał.
-Jasne.- odparłam i przystałam na chwilę.- Musze wyjechać jeszcze dziś, najlepiej za godzinę.
-Lecę po rzeczy.
-Podjadę po ciebie, dobrze?
-To do zobaczenia.- rzucił i pocałował mnie przelotnie.
Spakowałam się do końca i zeszłam na dół. Pożegnałam się z tatą i Julie, obiecując im, że zadzwonię tylko jak dojadę i gdy mama urodzi. Po drodze zahaczyłam o jakiś supermarket i kupiłam trochę jedzenia na drogę. Stacja benzynowa była po drodze, więc do niej też na chwilkę podjechałam. Zatankowałam do pełna i pojechałam po Grega.
Chłopak stał już z torbą podróżną przed domem.
-Będziemy się zmieniać.- powiedział wsiadając.
-Okey... Jak chcesz.- powiedziałam i przesiadłam się na tyle siedzenia. Miałam trochę czasu do dyspozycji. Sen był wsakazany. Usnęłam po paru minutach, a gdy się budziłam to tylko na krótkie przerwy między jazdą, żeby rozprostować nogi.
-Zamieniamy się.- rzuciłam. Było po 20, Greg prowadził jakieś 3 godziny.
-Dam radę...- mruknął cicho.
-Skończ i nie wkurzaj mnie. Nic nie spałeś, a ostatnio mało śpisz.
-Za chwilę jest jakiś zjazd na stację to się zamienimy.
Wiedziałam, że zrobił to tylko dlatego żeby nie wszczynać awantury. I dobrze.
W efekcie koło 22 byliśmy w Newcastle.
Tęskniłam za tym miastem.. Ale tak troszkę.
Mieliśmy te szczęście, że mama nie urodziła i mieliśmy czas na trochę porządnego snu.
sobota, 3 sierpnia 2013
Rozdział XXI ♥
Gdy się obudziłam była chyba 11. No może 12, ale nie ważne. Greg spał jak zabity i to mnie śmieszyło najbardziej w tym wszystkim. Zrzuciłam jego rękę z mojego brzucha i wygrzebałam się z pościeli. Zeszłam po cichu na dół i przygotowałam kawę i kilka kanapek. Ja nie byłam głodna, ale znając życie, Greg chętnie coś by przekąsił z rana.
-Cześć Julie!- rzuciłam, wychodząc z kuchni, przy okazji mijając dziewczynę ojca.
-Hej...- odparła i wyciągnęła butelkę mleka z lodówki.
-Widzę, że ktoś tu ma kaca.- powiedziałam uśmiechając się trochę złośliwie.
-Zdarza się..- mruknęła.
-To ty mi tu lecz jeszcze tego kaca, a ja wypiję kawę i obudzę Grega. Pozbieramy się i pojedziemy do Sue albo gdzieś...
-Greg tu jest?- spytała mrużąc oczy.
Zaśmiałam się i kiwnęłam głową.
-Mhmm... jak gdzieś będziecie bliżej centrum to proszę cię, wejdź do supermarketu i zrób zakupy. Totalnie nie mam dzisiaj do tego głowy.
-Nie ma sprawy.- rzuciłam i poszłam na górę, Weszłam do pokoju i lekkim kopniakiem, obudziłam Grega.
-Dzięki..- mruknął otwierając oczy.
-A może tak jakieś dzień dobry?
-Witaj kochanie ty moje...- powiedział udawając jakiegoś romantyka. Oboje wybuchnęliśmy niekontrolowanym śmiechem.
Zjedliśmy śniadanie na szybko, a potem ubrałam się w coś wygodnego. Ubrana w jeansy, szarą bluzę i trampki, a Greg w ciuchy z wczoraj, pojechaliśmy to sklepu, a potem do Camie i Sue, ciesząc się tym dniem.
-Cześć Julie!- rzuciłam, wychodząc z kuchni, przy okazji mijając dziewczynę ojca.
-Hej...- odparła i wyciągnęła butelkę mleka z lodówki.
-Widzę, że ktoś tu ma kaca.- powiedziałam uśmiechając się trochę złośliwie.
-Zdarza się..- mruknęła.
-To ty mi tu lecz jeszcze tego kaca, a ja wypiję kawę i obudzę Grega. Pozbieramy się i pojedziemy do Sue albo gdzieś...
-Greg tu jest?- spytała mrużąc oczy.
Zaśmiałam się i kiwnęłam głową.
-Mhmm... jak gdzieś będziecie bliżej centrum to proszę cię, wejdź do supermarketu i zrób zakupy. Totalnie nie mam dzisiaj do tego głowy.
-Nie ma sprawy.- rzuciłam i poszłam na górę, Weszłam do pokoju i lekkim kopniakiem, obudziłam Grega.
-Dzięki..- mruknął otwierając oczy.
-A może tak jakieś dzień dobry?
-Witaj kochanie ty moje...- powiedział udawając jakiegoś romantyka. Oboje wybuchnęliśmy niekontrolowanym śmiechem.
Zjedliśmy śniadanie na szybko, a potem ubrałam się w coś wygodnego. Ubrana w jeansy, szarą bluzę i trampki, a Greg w ciuchy z wczoraj, pojechaliśmy to sklepu, a potem do Camie i Sue, ciesząc się tym dniem.
sobota, 13 lipca 2013
Rozdział XX ♥
-Mam coś dla Ciebie.- rzucił.
-Chyba żartujesz?- odparłam i popatrzałam na niego z kpiną. W domu, pod oknem stała cała sterta prezentów, które nawet nie zostały tknięte, a on jeszcze mi przynosił nowy.
-Proszę...- powiedział i podał mi średniej wielkości pakunek.
-Dziękuję.- wydukałam i położyłam paczkę na tylne siedzenie. Nawet nie widziałam, kiedy przyniósł ten prezent. Poważnie.
-To co robimy?
-Czy ja wiem... Może pojedziemy do Sue.- odparł Greg.
-Nie wiem jak, do niej jechać- rzuciłam.
-To się zamienimy miejscami. -uśmiechnął się i wysiadł z auta. Ja zdążyłam się przesiąść na miejsce pasażera, więc gdy tylko Greg wsiadł z powrotem, mogliśmy ruszać.
Pojechaliśmy w stronę High Street.
-Nie byłam tu...- mruknęłam- Znaczy w tej części tej ulicy...
-Muszę Cię kiedyś oprowadzić po mieście.- rzucił z uśmiechem. -To ten dom.- powiedział po chwili i wskazał ręką na dom z czerwonych cegieł.
-Ładny...- odparłam.
-Podobny do wszystkich innych.- powiedział i znowu się uśmiechnął.
5 minut później siedziałam już w salonie Sue, razem z Robem i Meg, która przyczłapała z bratem.
Wygłupialiśmy się tam może z godzinkę czy dwie, aż w końcu usłyszałam, że ktoś wchodzi tylnymi drzwiami.
-Sue...?Słyszałaś?- spytałam troszkę przestraszona.
Nie wiem czego się w tym momencie bałam, ale jakoś przerażało mnie to, że ktoś z zewnątrz może chodzić sobie po mieszkaniu Sue.
-Ale co?- odparła, najwyraźniej nie wiedząc o co mi chodzi.
-Ktoś wchodził tylnymi drzwiami... Naprawdę nie słyszałaś? - rzuciłam zdziwiona
-To tylko Camille.- powiedziała z uśmiechem.
-Kto?
-Moja kuzynka.
Po chwili do pokoju weszła śliczna brunetka.
-Cześć Camie!- krzyknęła Sue.
-Hej.- rzucił Rob.
-Hej.- odparła z uśmiechem.- Widzę, że masz gości.
-Tak. Zresztą Ci ich przedstawię. Roba znasz. To Megan- siostra Roba, a to Lisa i Greg. Meg, Lisa, Greg... To moja kuzynka Camielle...- powiedziała, a ja jej przerwałam.
-...Rasac, międzynarodowa top modelka... - odparłam za nią.
-Widzę, że ktoś mnie tu zna.- rzuciła Camille.
Znałam ją. Od jakiś 3 lat uważnie przeglądałam informacje na jej temat. Tak naprawdę nie wiem czemu to była moja ulubiona modelka. Chyba miała w sobie, to coś i to mnie w niej się podobało.
-Cami wchodzi tylnymi drzwiami do domu, aby uniknąć jakiś nienormalnych fanów i fotografów.- wtrąciła Sue.
Siedzieliśmy tak do 22, a potem się pozwijaliśmy, bo każdy musiał po drodze coś pozałatwiać. Znaczy ja nie musiałam, ale jakoś głupio mi było siedzieć samej z Sue i Gregiem na dole. Camie położyła się wcześniej, więc to też chyba zaważyło na tym, że wyszłam od Sue o tej, a nie innej godzinie. Pojechałam z Gregiem do mojego domu. Tata był w świetnym humorze, podobnie Julie, więc bez problemu wyprosiłam od nich pozwolenie na to, aby Greg przespał się u mnie. Ojciec podrzucił mu materac, żeby nie spał razem ze mną w jednym łóżku, ale w sumie nie potrzebnie, bo i tak spałam z moim chłopakiem. Po prostu nie chciałam, żeby spał obok na podłodze, więc sama poczłapałam do niego i usnęłam na jego torsie.
-Chyba żartujesz?- odparłam i popatrzałam na niego z kpiną. W domu, pod oknem stała cała sterta prezentów, które nawet nie zostały tknięte, a on jeszcze mi przynosił nowy.
-Proszę...- powiedział i podał mi średniej wielkości pakunek.
-Dziękuję.- wydukałam i położyłam paczkę na tylne siedzenie. Nawet nie widziałam, kiedy przyniósł ten prezent. Poważnie.
-To co robimy?
-Czy ja wiem... Może pojedziemy do Sue.- odparł Greg.
-Nie wiem jak, do niej jechać- rzuciłam.
-To się zamienimy miejscami. -uśmiechnął się i wysiadł z auta. Ja zdążyłam się przesiąść na miejsce pasażera, więc gdy tylko Greg wsiadł z powrotem, mogliśmy ruszać.
Pojechaliśmy w stronę High Street.
-Nie byłam tu...- mruknęłam- Znaczy w tej części tej ulicy...
-Muszę Cię kiedyś oprowadzić po mieście.- rzucił z uśmiechem. -To ten dom.- powiedział po chwili i wskazał ręką na dom z czerwonych cegieł.
-Ładny...- odparłam.
-Podobny do wszystkich innych.- powiedział i znowu się uśmiechnął.
5 minut później siedziałam już w salonie Sue, razem z Robem i Meg, która przyczłapała z bratem.
Wygłupialiśmy się tam może z godzinkę czy dwie, aż w końcu usłyszałam, że ktoś wchodzi tylnymi drzwiami.
-Sue...?Słyszałaś?- spytałam troszkę przestraszona.
Nie wiem czego się w tym momencie bałam, ale jakoś przerażało mnie to, że ktoś z zewnątrz może chodzić sobie po mieszkaniu Sue.
-Ale co?- odparła, najwyraźniej nie wiedząc o co mi chodzi.
-Ktoś wchodził tylnymi drzwiami... Naprawdę nie słyszałaś? - rzuciłam zdziwiona
-To tylko Camille.- powiedziała z uśmiechem.
-Kto?
-Moja kuzynka.
Po chwili do pokoju weszła śliczna brunetka.
-Cześć Camie!- krzyknęła Sue.
-Hej.- rzucił Rob.
-Hej.- odparła z uśmiechem.- Widzę, że masz gości.
-Tak. Zresztą Ci ich przedstawię. Roba znasz. To Megan- siostra Roba, a to Lisa i Greg. Meg, Lisa, Greg... To moja kuzynka Camielle...- powiedziała, a ja jej przerwałam.
-...Rasac, międzynarodowa top modelka... - odparłam za nią.
-Widzę, że ktoś mnie tu zna.- rzuciła Camille.
Znałam ją. Od jakiś 3 lat uważnie przeglądałam informacje na jej temat. Tak naprawdę nie wiem czemu to była moja ulubiona modelka. Chyba miała w sobie, to coś i to mnie w niej się podobało.
-Cami wchodzi tylnymi drzwiami do domu, aby uniknąć jakiś nienormalnych fanów i fotografów.- wtrąciła Sue.
Siedzieliśmy tak do 22, a potem się pozwijaliśmy, bo każdy musiał po drodze coś pozałatwiać. Znaczy ja nie musiałam, ale jakoś głupio mi było siedzieć samej z Sue i Gregiem na dole. Camie położyła się wcześniej, więc to też chyba zaważyło na tym, że wyszłam od Sue o tej, a nie innej godzinie. Pojechałam z Gregiem do mojego domu. Tata był w świetnym humorze, podobnie Julie, więc bez problemu wyprosiłam od nich pozwolenie na to, aby Greg przespał się u mnie. Ojciec podrzucił mu materac, żeby nie spał razem ze mną w jednym łóżku, ale w sumie nie potrzebnie, bo i tak spałam z moim chłopakiem. Po prostu nie chciałam, żeby spał obok na podłodze, więc sama poczłapałam do niego i usnęłam na jego torsie.
czwartek, 11 lipca 2013
Rozdział XIX ♥
Gdy wstałam było późne popołudnie. Wymacałam iPhona, który leżał na szafce obok łóżka. Tak jak się spodziewałam było parę minut po 16.
-Przespałam prawie całą sobotę- pomyślałam i wstałam z łóżka.
Poszłam do łazienki i wzięłam szybki prysznic. Ubrałam się w jakieś stare rozciągnięte dresy i byle jaką, szarą bluzę.
-Cześć tato - powiedziałam, wchodząc do kuchni .
-Cześć.- odparł podnosząc na chwilę wzrok znad gazety.- Jak się spało?- spytał.
-A spoko, dzięki.- rzuciłam i podeszłam do lodówki. Wyciągnęłam sok pomarańczowy i napiłam się prosto z kartonu.- Chyba pojadę do Meg i Amy.- powiedziałam.
-Pewnie śpią jeszcze... Może jedź odwiedzić Grega.- zaproponował.
-Myślisz?- spytałam.
-Dawno się nie widzieliście i pewnie chciałby się z tobą spotkać.- odparł.
W sumie to tata miał rację. Dawno się nie widzieliśmy, więc to było by fajne. Cholernie za nim tęskniłam, ale z drugie strony wciąż byłam na niego wściekła za tamtą akcję.
-Raz kozie śmierć - szepnęłam w końcu do siebie.
Wysuszyłam włosy i przebrałam się w : http://allani.pl/zestaw/831477 i wsiadłam do mojego Land Rovera. Szybko dojechałam do domu chłopaka.
Wysiadłam z samochodu i ruszyłam w stronę domu Grega. Nawet nie otworzyłam furtki, a w drzwiach pojawił się mój przyjaciel.
-Cześć...- mruknęłam.
Greg milczał uparcie. Nie wiedziałam co mam robić. Iść do niego i go przytulić czy raczej rozpłakać się albo zacząć go ochrzaniać na jego własnej posesji.
-Możemy pogadać?- spytałam.
-Czekaj chwilkę...- odparł w końcu i wrócił do środka po telefon, coś krzycząc do swojej mamy. Wróciłam do samochodu i poczekałam chwilę na niego.
-Co jest?- spytał, gdy w końcu wsiadł do środka.
-Stęskniłam się...- powiedziałam cicho i opuściłam głowę.
On bez słowa uniósł mój podbródek i pocałował mnie.
-Dziękuję...- mruknęłam i otarłam łzy, które zaczęły właśnie płynąc po policzkach.
-Nie rycz skarbie.- rzucił i przytulił mnie.
Zwykle w takich sytuacji odepchnęłabym go, ale nie zrobiłam tego. Nie broniłam się. Po prostu tego chciałam.
-Wszystkiego najlepszego.- powiedział.
-Dzień po.- odparłam uśmiechając się lekko.
-Dzień po.- powtórzył i znowu mnie pocałował.
-Przespałam prawie całą sobotę- pomyślałam i wstałam z łóżka.
Poszłam do łazienki i wzięłam szybki prysznic. Ubrałam się w jakieś stare rozciągnięte dresy i byle jaką, szarą bluzę.
-Cześć tato - powiedziałam, wchodząc do kuchni .
-Cześć.- odparł podnosząc na chwilę wzrok znad gazety.- Jak się spało?- spytał.
-A spoko, dzięki.- rzuciłam i podeszłam do lodówki. Wyciągnęłam sok pomarańczowy i napiłam się prosto z kartonu.- Chyba pojadę do Meg i Amy.- powiedziałam.
-Pewnie śpią jeszcze... Może jedź odwiedzić Grega.- zaproponował.
-Myślisz?- spytałam.
-Dawno się nie widzieliście i pewnie chciałby się z tobą spotkać.- odparł.
W sumie to tata miał rację. Dawno się nie widzieliśmy, więc to było by fajne. Cholernie za nim tęskniłam, ale z drugie strony wciąż byłam na niego wściekła za tamtą akcję.
-Raz kozie śmierć - szepnęłam w końcu do siebie.
Wysuszyłam włosy i przebrałam się w : http://allani.pl/zestaw/831477 i wsiadłam do mojego Land Rovera. Szybko dojechałam do domu chłopaka.
Wysiadłam z samochodu i ruszyłam w stronę domu Grega. Nawet nie otworzyłam furtki, a w drzwiach pojawił się mój przyjaciel.
-Cześć...- mruknęłam.
Greg milczał uparcie. Nie wiedziałam co mam robić. Iść do niego i go przytulić czy raczej rozpłakać się albo zacząć go ochrzaniać na jego własnej posesji.
-Możemy pogadać?- spytałam.
-Czekaj chwilkę...- odparł w końcu i wrócił do środka po telefon, coś krzycząc do swojej mamy. Wróciłam do samochodu i poczekałam chwilę na niego.
-Co jest?- spytał, gdy w końcu wsiadł do środka.
-Stęskniłam się...- powiedziałam cicho i opuściłam głowę.
On bez słowa uniósł mój podbródek i pocałował mnie.
-Dziękuję...- mruknęłam i otarłam łzy, które zaczęły właśnie płynąc po policzkach.
-Nie rycz skarbie.- rzucił i przytulił mnie.
Zwykle w takich sytuacji odepchnęłabym go, ale nie zrobiłam tego. Nie broniłam się. Po prostu tego chciałam.
-Wszystkiego najlepszego.- powiedział.
-Dzień po.- odparłam uśmiechając się lekko.
-Dzień po.- powtórzył i znowu mnie pocałował.
środa, 10 lipca 2013
Rozdział XVIII ♥
Zeszłam na dół. Na dole czekała na mnie Amy i Meg z Julie.
Wsiadłyśmy do samochodu Julie, która miała nas podrzucić na miejsce. Całą drogę nie wiedziałam gdzie jadę no, ale chyba na tym polegała ta niespodzianka.
-Teraz nie patrz... No, ale nie patrz! Lisa! Jesteś beznadziejna...- mówiła Meg prowadząc mnie z zakrytymi oczami, przed siebie.
-Dzięki...- odparłam i na oślep, szłam dalej.
-Taaaa daaam!- krzyknęła w końcu entuzjastycznie pokazując mi salę wypełnioną po brzegi ludźmi z naszej szkoły.
- Jejku tyle ludzi!- powiedziałam i przytuliłam mocno Amy i Meg.
Poszłyśmy w głąb sali.
Impreza się świetnie rozkręcała. Koło północy wszyscy wyszli na parking z tyłu budynku.
-Lisa! - krzyknął ktoś. Odwróciłam się i zobaczyłam tatę, który szedł w moim kierunku z małym pudełkiem w ręce.
-Cześć tato!- odparłam.
-Masz urodziny i tak jakoś nie wiedziałem co Ci kupić i... zresztą trzymaj.- powiedział i podał mi pudełko.
-Dziękuję... Wiesz, że nie musiałeś nic kupować.- rzuciłam i przytuliłam ojca.
-Otwórz.- mruknął, a wszyscy łącznie z nim, gapili się na mnie.
Otwarłam pudełeczko i niemal się popłakałam się z radości. W środku leżały kluczyki do samochodu! Męczyłam tatę, by mi kupił samochód, ale nie sądziłam, że o zrobi! Prawko dostałam miesiąc wcześniej, ale nie korzystałam z tego 'przywileju' tak często. Ograniczałam się jedynie do jeżdżenia do sklepu czy coś. Dzięki własnemu samochodowi mogłam robić co chciałam!
-Cieszę się, że Ci się podoba - powiedział mój ojciec.
-Jeju jeju jeju jeju! - mówiłam.- Mogę zobaczyć wóz?- spytałam w końcu.
Ojciec wskazał ręką w stronę tłumu, który w tym momencie przeniósł się w inną stronę, tym samym pokazując i mój samochód. Podeszłam do niego i zorientowałam się, że to Land Rover! Od zawsze kochałam te samochody.
-Matko! Tato jesteś geniuszem! Jest świetny!- mówiłam podekscytowana.
-No to się cieszę, że trafiłem z prezentem- odparł. -Ale tankować to ty sobie sama będziesz.- powiedział z śmiechem, a potem poszliśmy dalej się bawić.
Julie i tata siedzieli tylko do pierwszej, bo potem musieli coś tam załatwić. O drugiej, niektórzy zaczęli wychodzić, ale to naprawdę była mniejszość- 15 osób max.
Dopiero o piątej zaczęło wychodzić dużo osób.
Impreza skończyła się tak naprawdę gdzieś koło szóstej, gdy już na serio zostało może z 5 osób.
Ja, plus Meg i Amy na doczepkę, wyszłyśmy z klubu o siódmej rano, gdy ogarnęłyśmy wszystko. Musiałyśmy wracać same. Na dodatek taxi, bo mimo obowiązującego zakazu piłyśmy alkohol.
Mój samochód wziął i odwiózł Josh, który jakoś nie chciał pić. Niby mógł nas wziąć ze sobą, ale musiałybyśmy wtedy jechać gdzieś koło czwartej rano, ale nam to zupełnie nie pasowało.
Tak więc, gdy przyjechałam do domu była godzina 7.30, a ja byłam totalnie padnięta po całonocnej imprezie.
Pierwsze co zrobiłam to ściągnęłam buty, które strasznie mnie obdzierały, a potem poszłam spać.
Wsiadłyśmy do samochodu Julie, która miała nas podrzucić na miejsce. Całą drogę nie wiedziałam gdzie jadę no, ale chyba na tym polegała ta niespodzianka.
-Teraz nie patrz... No, ale nie patrz! Lisa! Jesteś beznadziejna...- mówiła Meg prowadząc mnie z zakrytymi oczami, przed siebie.
-Dzięki...- odparłam i na oślep, szłam dalej.
-Taaaa daaam!- krzyknęła w końcu entuzjastycznie pokazując mi salę wypełnioną po brzegi ludźmi z naszej szkoły.
- Jejku tyle ludzi!- powiedziałam i przytuliłam mocno Amy i Meg.
Poszłyśmy w głąb sali.
Impreza się świetnie rozkręcała. Koło północy wszyscy wyszli na parking z tyłu budynku.
-Lisa! - krzyknął ktoś. Odwróciłam się i zobaczyłam tatę, który szedł w moim kierunku z małym pudełkiem w ręce.
-Cześć tato!- odparłam.
-Masz urodziny i tak jakoś nie wiedziałem co Ci kupić i... zresztą trzymaj.- powiedział i podał mi pudełko.
-Dziękuję... Wiesz, że nie musiałeś nic kupować.- rzuciłam i przytuliłam ojca.
-Otwórz.- mruknął, a wszyscy łącznie z nim, gapili się na mnie.
Otwarłam pudełeczko i niemal się popłakałam się z radości. W środku leżały kluczyki do samochodu! Męczyłam tatę, by mi kupił samochód, ale nie sądziłam, że o zrobi! Prawko dostałam miesiąc wcześniej, ale nie korzystałam z tego 'przywileju' tak często. Ograniczałam się jedynie do jeżdżenia do sklepu czy coś. Dzięki własnemu samochodowi mogłam robić co chciałam!
-Cieszę się, że Ci się podoba - powiedział mój ojciec.
-Jeju jeju jeju jeju! - mówiłam.- Mogę zobaczyć wóz?- spytałam w końcu.
Ojciec wskazał ręką w stronę tłumu, który w tym momencie przeniósł się w inną stronę, tym samym pokazując i mój samochód. Podeszłam do niego i zorientowałam się, że to Land Rover! Od zawsze kochałam te samochody.
-Matko! Tato jesteś geniuszem! Jest świetny!- mówiłam podekscytowana.
-No to się cieszę, że trafiłem z prezentem- odparł. -Ale tankować to ty sobie sama będziesz.- powiedział z śmiechem, a potem poszliśmy dalej się bawić.
Julie i tata siedzieli tylko do pierwszej, bo potem musieli coś tam załatwić. O drugiej, niektórzy zaczęli wychodzić, ale to naprawdę była mniejszość- 15 osób max.
Dopiero o piątej zaczęło wychodzić dużo osób.
Impreza skończyła się tak naprawdę gdzieś koło szóstej, gdy już na serio zostało może z 5 osób.
Ja, plus Meg i Amy na doczepkę, wyszłyśmy z klubu o siódmej rano, gdy ogarnęłyśmy wszystko. Musiałyśmy wracać same. Na dodatek taxi, bo mimo obowiązującego zakazu piłyśmy alkohol.
Mój samochód wziął i odwiózł Josh, który jakoś nie chciał pić. Niby mógł nas wziąć ze sobą, ale musiałybyśmy wtedy jechać gdzieś koło czwartej rano, ale nam to zupełnie nie pasowało.
Tak więc, gdy przyjechałam do domu była godzina 7.30, a ja byłam totalnie padnięta po całonocnej imprezie.
Pierwsze co zrobiłam to ściągnęłam buty, które strasznie mnie obdzierały, a potem poszłam spać.
wtorek, 25 czerwca 2013
Rodział XVII ♥
Szczerze powiedziawszy, pierwszy raz w życiu tak hucznie obchodziłam urodziny. Przede wszystkim nigdy nie zdarzyło mi się, by tyle ludzi pamiętało o takim czymś jak, MOJE URODZINY.
Kyle nawet nie był tak upierdliwy jak zwykle. Dziewczyny, jak to one przyszły do szkoły niby normalnie zachowując się, a jak już wyszłyśmy z niej to zaczęły szaleć jak głupie i wyciągnęły jakieś prezenty dla mnie. To było naprawdę miłe z ich strony.Ludzie z szkoły też nic wyjątkowo nic ode mnie nie chcieli. Normalnie jakoś wyjątkowo się czułam tego dnia. Nawet mimo tego, że był piątek 13 :)
Gdy wracałyśmy w trójkę z szkoły, wydurniałyśmy się jak dzieci. Ważne było to, że świetnie się bawiłam. I ten wesoły nastrój trwał od samiuteńkiego rana i nic nie zapowiadało, żeby się miał zmienić.
Przekręciłam klucz w zamku, ciągnąc za sobą Amy i Meg. Przestąpiłam przez próg i od razu na mojej twarzy pojawił się szczery uśmiech.
Mój tata, stał w hallu z Julie i kilkoma moimi znajomymi, drąc się: Happy Birthday czy coś w tym stylu.
-Wiedziałyście!- rzuciłam oskarżycielskim tonem, śmiejąc się. Meg i Amy śmiały się jak głupie i przytuliły mnie. Początkowo miałyśmy iść, jak co piątek do skateparku, ale dziewczyny upierały się, żeby iść do mnie.
Posiedzieliśmy może z godzinkę w domu śmiejąc się, a potem wszyscy nagle zaczęli się zwijać.
-Co się stało?- podeszłam do Meg.
-To była pierwsza część niespodzianki- odparła.
Amy pociągnęła mnie za rękę, na górę i kazała mi się przebrać w coś innego oraz wykąpać.
Chciałam zrobić tak jak kazała, ale z ubraniami nie poszło tak łatwo.
Westchnęłam głośno i położyłam się na łóżku. Chwilę później jednak się podniosłam, bo coś uwierało mnie w plecy. Okazało się, że to jakieś pudło. Dosyć duże pudło.
Kto normalny nie zauważy czegoś takiego na swoim łóżku?- przemknęło mi przez myśl.
Położyłam sobie pudełko na kolanach i otworzyłam je. W środku leżała sukienka, szpilki i mniejsze pudełko, jak się później okazało z kilkoma dodatkami. Na wierzchu leżała kartka z dopiskiem 'Wszytskiego najlepszego :)'.
Założyłam ubrania znalezione w pudełku i pognałam do łazienki. Poprawiłam makijaż i rozczesałam włosy, które jak zwykle całe się pofalowały. Całość prezentowała się niezwykle efektownie. Nawet trochę się nie poznawałam w takim stroju http://allani.pl/zestaw/817852 .
Kyle nawet nie był tak upierdliwy jak zwykle. Dziewczyny, jak to one przyszły do szkoły niby normalnie zachowując się, a jak już wyszłyśmy z niej to zaczęły szaleć jak głupie i wyciągnęły jakieś prezenty dla mnie. To było naprawdę miłe z ich strony.Ludzie z szkoły też nic wyjątkowo nic ode mnie nie chcieli. Normalnie jakoś wyjątkowo się czułam tego dnia. Nawet mimo tego, że był piątek 13 :)
Gdy wracałyśmy w trójkę z szkoły, wydurniałyśmy się jak dzieci. Ważne było to, że świetnie się bawiłam. I ten wesoły nastrój trwał od samiuteńkiego rana i nic nie zapowiadało, żeby się miał zmienić.
Przekręciłam klucz w zamku, ciągnąc za sobą Amy i Meg. Przestąpiłam przez próg i od razu na mojej twarzy pojawił się szczery uśmiech.
Mój tata, stał w hallu z Julie i kilkoma moimi znajomymi, drąc się: Happy Birthday czy coś w tym stylu.
-Wiedziałyście!- rzuciłam oskarżycielskim tonem, śmiejąc się. Meg i Amy śmiały się jak głupie i przytuliły mnie. Początkowo miałyśmy iść, jak co piątek do skateparku, ale dziewczyny upierały się, żeby iść do mnie.
Posiedzieliśmy może z godzinkę w domu śmiejąc się, a potem wszyscy nagle zaczęli się zwijać.
-Co się stało?- podeszłam do Meg.
-To była pierwsza część niespodzianki- odparła.
Amy pociągnęła mnie za rękę, na górę i kazała mi się przebrać w coś innego oraz wykąpać.
Chciałam zrobić tak jak kazała, ale z ubraniami nie poszło tak łatwo.
Westchnęłam głośno i położyłam się na łóżku. Chwilę później jednak się podniosłam, bo coś uwierało mnie w plecy. Okazało się, że to jakieś pudło. Dosyć duże pudło.
Kto normalny nie zauważy czegoś takiego na swoim łóżku?- przemknęło mi przez myśl.
Położyłam sobie pudełko na kolanach i otworzyłam je. W środku leżała sukienka, szpilki i mniejsze pudełko, jak się później okazało z kilkoma dodatkami. Na wierzchu leżała kartka z dopiskiem 'Wszytskiego najlepszego :)'.
Założyłam ubrania znalezione w pudełku i pognałam do łazienki. Poprawiłam makijaż i rozczesałam włosy, które jak zwykle całe się pofalowały. Całość prezentowała się niezwykle efektownie. Nawet trochę się nie poznawałam w takim stroju http://allani.pl/zestaw/817852 .
piątek, 14 czerwca 2013
Rozdział XV ♥
-Lisa wstawaj...- ktoś natarczywie próbował wyciągnąć mnie z łóżka. Obróciłam się na drugi bok i przykryłam kołdrą głowę. Sądząc po głosie to była Julie.
-Jak się obudzisz, to na szafce masz śniadanie i coś ode mnie- rzuciła w końcu i poszła na dół.
Gdy byłam pewna, że poszła usiadłam i przeciągnęłam się. Zerknęłam na szafkę i szeroko się uśmiechnęłam się. Na szafce leżała taca, a na niej talerzyk z kawałkiem tortu, przyozdobiony truskawkami i jedną świeczką. Dalej leżała chyba filiżanka z kawą i kanapka z Nutellą. Wszystko wyglądało ślicznie.
Gdy już kończyłam urodzinowe śniadanko, zauważyłam, że pod kubkiem leżała jakaś koperta. Odłożyłam ją na łóżko, a naczynia wrzuciłam na tacę. Poszłam wziąć prysznic, a potem jakoś fajnie się ubrać. Jakoś dzisiaj zaskakująco szybko poszło mi, ubieranie się. Założyłam ciemne, poprzecierane jeansy, czarną koszulkę, cienką parkę w kolorze khaki i botki.
Chciałam zejść na dół i odnieść tacę z naczyniami, ale jakoś ciągnęło mnie, aby zobaczyć co kryje koperta. W końcu siadłam na łóżku i otworzyłam kopertę. Gdy wyjęłam zawartość byłam jednocześnie zaskoczona i zachwycona. Prezentem, który dostałam od Julie, były 2 vouchery na lot do Nowego Jorku, w tą i z powrotem.
Zbiegłam po schodach, przeskakując stopnie co 2 i wbiegłam do salonu jak burza.
-Dziękuję Julie! Dziękuję, dziękuję, dziękuję!- mówiłam coraz głośniej i tuliłam przy okazji dziewczynę taty.
-Proszę bardzo. Cieszę się, że ci się podoba- odparła z uśmiechem.
-Dzięki, dzięki, dzięki- powtarzałam w kółko, a Julie coraz bardziej się śmiała.
-Nie ma za co...- powiedziała i dała mi całusa w czoło. Mimo wszystko zachowywała się wobec mnie jak matka, a nie ciocia. I nie byłam o to wcale zła.
-Gdzie tata?- spytałam.
-Poszedł już do pracy. W gabinecie chyba zostawił coś dla ciebie- rzuciła i poszła ogarnąć trochę salon.
-Dzięki!- powiedziałam i poszłam do gabinetu ojca.
Tak jak mówiła Julie na biurku leżała paczuszka, a na niej koperta zaadresowana do mnie. Chwyciłam wszystko i siadłam na małej sofie stojącej pod ścianą, naprzeciwko biurka. Najpierw wzięłam się za zawartość koperty. W środku był liścik od mamy.
'Droga córeczko.
Przede wszystkim sto lat i spełnienia marzeń!
Mam nadzieję, że prezent Ci się spodoba.
Zadzwonię do ciebie jak będę mogła.
Pozdrów tatę i Julie , jak możesz.
Jeszcze raz wszystkiego najlepszego!
Całuję, mama.'
Uśmiechnęłam się pod nosem i odłożyłam kartkę na bok. Zabrałam się za otwieranie paczki. W środku była antyrama rozmiaru kartki A3. Popatrzałam przez chwilę na prezent. Był naprawdę śliczny. Mało tego, były tam wszystkie zdjęcia, które przypominały mi o życiu w Newcasle. Zdjęcia z przyjaciółmi, jak moja mama była w ciąży ze mną, kilka ze szkoły, trochę aktualnych z np. mamy z Peterem i jej brzuszkiem, albo tych sprzed rozwodu. Całość była naprawdę zgrana. Nie wiem jak to inaczej określić. Wszystko wyglądało tak jakby specjalnie było poukładane albo ktoś naprawdę włożył w to serce . Uśmiechałam się wciąż, gapiąc się na prezent. W końcu wstałam, zbierając moje rzeczy z gabinetu, poszłam na górę i odłożyłam prezenty do koszyka pod łóżkiem.
Było już trochę późno, więc zaczęłam zbierać się do szkoły.
-Jak się obudzisz, to na szafce masz śniadanie i coś ode mnie- rzuciła w końcu i poszła na dół.
Gdy byłam pewna, że poszła usiadłam i przeciągnęłam się. Zerknęłam na szafkę i szeroko się uśmiechnęłam się. Na szafce leżała taca, a na niej talerzyk z kawałkiem tortu, przyozdobiony truskawkami i jedną świeczką. Dalej leżała chyba filiżanka z kawą i kanapka z Nutellą. Wszystko wyglądało ślicznie.
Gdy już kończyłam urodzinowe śniadanko, zauważyłam, że pod kubkiem leżała jakaś koperta. Odłożyłam ją na łóżko, a naczynia wrzuciłam na tacę. Poszłam wziąć prysznic, a potem jakoś fajnie się ubrać. Jakoś dzisiaj zaskakująco szybko poszło mi, ubieranie się. Założyłam ciemne, poprzecierane jeansy, czarną koszulkę, cienką parkę w kolorze khaki i botki.
Chciałam zejść na dół i odnieść tacę z naczyniami, ale jakoś ciągnęło mnie, aby zobaczyć co kryje koperta. W końcu siadłam na łóżku i otworzyłam kopertę. Gdy wyjęłam zawartość byłam jednocześnie zaskoczona i zachwycona. Prezentem, który dostałam od Julie, były 2 vouchery na lot do Nowego Jorku, w tą i z powrotem.
Zbiegłam po schodach, przeskakując stopnie co 2 i wbiegłam do salonu jak burza.
-Dziękuję Julie! Dziękuję, dziękuję, dziękuję!- mówiłam coraz głośniej i tuliłam przy okazji dziewczynę taty.
-Proszę bardzo. Cieszę się, że ci się podoba- odparła z uśmiechem.
-Dzięki, dzięki, dzięki- powtarzałam w kółko, a Julie coraz bardziej się śmiała.
-Nie ma za co...- powiedziała i dała mi całusa w czoło. Mimo wszystko zachowywała się wobec mnie jak matka, a nie ciocia. I nie byłam o to wcale zła.
-Gdzie tata?- spytałam.
-Poszedł już do pracy. W gabinecie chyba zostawił coś dla ciebie- rzuciła i poszła ogarnąć trochę salon.
-Dzięki!- powiedziałam i poszłam do gabinetu ojca.
Tak jak mówiła Julie na biurku leżała paczuszka, a na niej koperta zaadresowana do mnie. Chwyciłam wszystko i siadłam na małej sofie stojącej pod ścianą, naprzeciwko biurka. Najpierw wzięłam się za zawartość koperty. W środku był liścik od mamy.
'Droga córeczko.
Przede wszystkim sto lat i spełnienia marzeń!
Mam nadzieję, że prezent Ci się spodoba.
Zadzwonię do ciebie jak będę mogła.
Pozdrów tatę i Julie , jak możesz.
Jeszcze raz wszystkiego najlepszego!
Całuję, mama.'
Uśmiechnęłam się pod nosem i odłożyłam kartkę na bok. Zabrałam się za otwieranie paczki. W środku była antyrama rozmiaru kartki A3. Popatrzałam przez chwilę na prezent. Był naprawdę śliczny. Mało tego, były tam wszystkie zdjęcia, które przypominały mi o życiu w Newcasle. Zdjęcia z przyjaciółmi, jak moja mama była w ciąży ze mną, kilka ze szkoły, trochę aktualnych z np. mamy z Peterem i jej brzuszkiem, albo tych sprzed rozwodu. Całość była naprawdę zgrana. Nie wiem jak to inaczej określić. Wszystko wyglądało tak jakby specjalnie było poukładane albo ktoś naprawdę włożył w to serce . Uśmiechałam się wciąż, gapiąc się na prezent. W końcu wstałam, zbierając moje rzeczy z gabinetu, poszłam na górę i odłożyłam prezenty do koszyka pod łóżkiem.
Było już trochę późno, więc zaczęłam zbierać się do szkoły.
poniedziałek, 10 czerwca 2013
Rozdział XV ♥
-Lisa zaczekaj!- Greg już za mną biegł.
Zatrzymałam się i porządnie wymierzyłam mu policzek.
-Zostaw mnie. Nie odzywaj się do mnie. Rozumiesz?- wycedziłam przed zaciśnięte zęby, czując przy okazji gulę w gardle.
On popatrzył na mnie smutnymi oczami. Nie powiedział zupełnie nic.
Miałam mu podziękować za to, że mnie okłamał? Że okłamał także innych? Za to, że tak się zachowywał?
Ruszyłam w stronę domu. Autobus, który mógłby mnie podrzucić pod dom, jechał dopiero za godzinę, a nie zamierzałam marnować czasu na czekanie na niego. Poszłam do domu na piechotę. W domu byłam koło 6, więc natknęłam się, więc tylko na Julie, która już stała na nogach.
-Lisa... Coś się stało?- spytała Julie, która stała z tuszem w ręce i wyszła z łazienki, tylko dlatego, by sprawdzić czy ja to ja.
-Nie...- oparłam i otworzyłam drzwi do mojego pokoju. Rzuciłam się na łóżko i nakryłam poduszką głowę. Łzy same zaczęły płynąć.
Julie przez godzinę dociekała o co chodzi, lecz nic ze mnie raczej nie wyciągnęła. Tata, gdy się obudził. też nie dowiedział się co się stało.
Julie przynosiła mi na szafkę nocną, jakieś jedzenie i całe pudełka chusteczek.
W domu spędziłam prawie tydzień. Gdzieś w drugim tygodniu września zaczęłam w miarę normalnie funkcjonować. No prawie. Chodziłam na lekcje, gadałam z przyjaciółmi, ale coś czułam, że jakaś cząstka mnie nie funkcjonuje. Tak jakby została z Gregiem. Dziwne, prawda?
Zatrzymałam się i porządnie wymierzyłam mu policzek.
-Zostaw mnie. Nie odzywaj się do mnie. Rozumiesz?- wycedziłam przed zaciśnięte zęby, czując przy okazji gulę w gardle.
On popatrzył na mnie smutnymi oczami. Nie powiedział zupełnie nic.
Miałam mu podziękować za to, że mnie okłamał? Że okłamał także innych? Za to, że tak się zachowywał?
Ruszyłam w stronę domu. Autobus, który mógłby mnie podrzucić pod dom, jechał dopiero za godzinę, a nie zamierzałam marnować czasu na czekanie na niego. Poszłam do domu na piechotę. W domu byłam koło 6, więc natknęłam się, więc tylko na Julie, która już stała na nogach.
-Lisa... Coś się stało?- spytała Julie, która stała z tuszem w ręce i wyszła z łazienki, tylko dlatego, by sprawdzić czy ja to ja.
-Nie...- oparłam i otworzyłam drzwi do mojego pokoju. Rzuciłam się na łóżko i nakryłam poduszką głowę. Łzy same zaczęły płynąć.
Julie przez godzinę dociekała o co chodzi, lecz nic ze mnie raczej nie wyciągnęła. Tata, gdy się obudził. też nie dowiedział się co się stało.
Julie przynosiła mi na szafkę nocną, jakieś jedzenie i całe pudełka chusteczek.
W domu spędziłam prawie tydzień. Gdzieś w drugim tygodniu września zaczęłam w miarę normalnie funkcjonować. No prawie. Chodziłam na lekcje, gadałam z przyjaciółmi, ale coś czułam, że jakaś cząstka mnie nie funkcjonuje. Tak jakby została z Gregiem. Dziwne, prawda?
środa, 5 czerwca 2013
Rozdział XIV ♥
Gdy otworzyłam oczy było jeszcze ciemniej, niż przed tym kiedy mi się kimło.
Na dodatek ktoś niósł mnie na rękach. Tak serio na początku myślałam, że mam omamy i źle widzę, ale nie. To przecież był Greg! On mnie niósł na rękach! Tylko co on do diabła tutaj robił?!
Musiałam być naprawdę zmęczona, bo gdy miałam spytać się chłopaka o to, powieki same mi się zamknęły, a zamiast kilku słów skierowanych do niego wydałam głuchy jęk albo raczej jakiś niezrozumiany bełkot.
Obudziłam się na kanapie, w salonie Grega. Była godzina 5 rano. Przynajmniej zegar taką godzinę wskazywał. Wyciągnęłam rękę spod koca, którym byłam otulona. Dłoń była cała brudna z błota i liści. Otrzepałam ją, a potem uczyniłam to samo z drugą ręką. Widocznie moje ruchy obudziły śpiącego do tej pory Grega, bo gdy zobaczyłam go to był bardzo, bardzo nieprzytomny.
-Przepraszam...- szepnęłam do niego.
-Za co?
-Za to, że cię obudziłam...- mruknęłam.
-Prędzej za to, że taki numer odwaliłaś.- rzucił i przeciągnął się na fotelu.
-Że co proszę? To ty 'wyjechałeś' bez słowa i jeszcze się tak dziwnie zachowywałeś...- odparowałam i szybko podniosłam się, co okazało się wielkim błędem, bo po chwili się przewróciłam. Całe ciało było jeszcze odrętwiałe.
-Ej! Ostrożnie!- rzucił Greg i szybkim krokiem podszedł do mnie i podniósł mnie z podłogi.
-Dobra, wal się!- odparłam i wyrwałam mu się.
-Dokąd idziesz?- spytał. Otworzyłam drzwi i wyszłam na zewnątrz. Od razu poczułam zimno, które przeszyło moje ciało. Zadrżałam.
Może powinnam wrócić do środka?- przemknęło mi przez głowę- I tak muszę iść do domu- pomyślałam w duchu i mimo zimna panującego na ulicy, ruszyłam w stronę najbliższego przystanku autobusowego.
-Lisa zaczekaj!- Greg już za mną biegł.
Zatrzymałam się i porządnie wymierzyłam mu policzek.
-Zostaw mnie. Nie odzywaj się do mnie. Rozumiesz?- wycedziłam przed zaciśnięte zęby, czując przy okazji gulę w gardle.
On popatrzył na mnie smutnymi oczami. Nie powiedział zupełnie nic.
Miałam mu podziękować za to, że mnie okłamał? Że okłamał także innych? Za to, że tak się zachowywał?
Ruszyłam w stronę domu. Autobus, który mógłby mnie podrzucić pod dom, jechał dopiero za godzinę, a nie zamierzałam marnować czasu na czekanie na niego. Poszłam do domu na piechotę. W domu byłam koło 6, więc natknęłam się, więc tylko na Julie, która już stała na nogach.
-Lisa... Coś się stało?- spytała Julie, która stała z tuszem w ręce i wyszła z łazienki, tylko dlatego, by sprawdzić czy ja to ja.
-Nie...- odparłam i otworzyłam drzwi do mojego pokoju. Rzuciłam się na łóżko i nakryłam poduszką głowę. Łzy same zaczęły płynąć.
Julie przez godzinę dociekała o co chodzi, lecz nic ze mnie raczej nie wyciągnęła. Tata, gdy się obudził. też nie dowiedział się co się stało.
Julie przynosiła mi na szafkę nocną, jakieś jedzenie i całe pudełka chusteczek.
W domu spędziłam prawie tydzień. Gdzieś w drugim tygodniu września zaczęłam w miarę normalnie funkcjonować. No prawie. Chodziłam na lekcje, gadałam z przyjaciółmi, ale coś czułam, że jakaś cząstka mnie nie funkcjonuje. Tak jakby została z Gregiem. Dziwne, prawda?
Na dodatek ktoś niósł mnie na rękach. Tak serio na początku myślałam, że mam omamy i źle widzę, ale nie. To przecież był Greg! On mnie niósł na rękach! Tylko co on do diabła tutaj robił?!
Musiałam być naprawdę zmęczona, bo gdy miałam spytać się chłopaka o to, powieki same mi się zamknęły, a zamiast kilku słów skierowanych do niego wydałam głuchy jęk albo raczej jakiś niezrozumiany bełkot.
Obudziłam się na kanapie, w salonie Grega. Była godzina 5 rano. Przynajmniej zegar taką godzinę wskazywał. Wyciągnęłam rękę spod koca, którym byłam otulona. Dłoń była cała brudna z błota i liści. Otrzepałam ją, a potem uczyniłam to samo z drugą ręką. Widocznie moje ruchy obudziły śpiącego do tej pory Grega, bo gdy zobaczyłam go to był bardzo, bardzo nieprzytomny.
-Przepraszam...- szepnęłam do niego.
-Za co?
-Za to, że cię obudziłam...- mruknęłam.
-Prędzej za to, że taki numer odwaliłaś.- rzucił i przeciągnął się na fotelu.
-Że co proszę? To ty 'wyjechałeś' bez słowa i jeszcze się tak dziwnie zachowywałeś...- odparowałam i szybko podniosłam się, co okazało się wielkim błędem, bo po chwili się przewróciłam. Całe ciało było jeszcze odrętwiałe.
-Ej! Ostrożnie!- rzucił Greg i szybkim krokiem podszedł do mnie i podniósł mnie z podłogi.
-Dobra, wal się!- odparłam i wyrwałam mu się.
-Dokąd idziesz?- spytał. Otworzyłam drzwi i wyszłam na zewnątrz. Od razu poczułam zimno, które przeszyło moje ciało. Zadrżałam.
Może powinnam wrócić do środka?- przemknęło mi przez głowę- I tak muszę iść do domu- pomyślałam w duchu i mimo zimna panującego na ulicy, ruszyłam w stronę najbliższego przystanku autobusowego.
-Lisa zaczekaj!- Greg już za mną biegł.
Zatrzymałam się i porządnie wymierzyłam mu policzek.
-Zostaw mnie. Nie odzywaj się do mnie. Rozumiesz?- wycedziłam przed zaciśnięte zęby, czując przy okazji gulę w gardle.
On popatrzył na mnie smutnymi oczami. Nie powiedział zupełnie nic.
Miałam mu podziękować za to, że mnie okłamał? Że okłamał także innych? Za to, że tak się zachowywał?
Ruszyłam w stronę domu. Autobus, który mógłby mnie podrzucić pod dom, jechał dopiero za godzinę, a nie zamierzałam marnować czasu na czekanie na niego. Poszłam do domu na piechotę. W domu byłam koło 6, więc natknęłam się, więc tylko na Julie, która już stała na nogach.
-Lisa... Coś się stało?- spytała Julie, która stała z tuszem w ręce i wyszła z łazienki, tylko dlatego, by sprawdzić czy ja to ja.
-Nie...- odparłam i otworzyłam drzwi do mojego pokoju. Rzuciłam się na łóżko i nakryłam poduszką głowę. Łzy same zaczęły płynąć.
Julie przez godzinę dociekała o co chodzi, lecz nic ze mnie raczej nie wyciągnęła. Tata, gdy się obudził. też nie dowiedział się co się stało.
Julie przynosiła mi na szafkę nocną, jakieś jedzenie i całe pudełka chusteczek.
W domu spędziłam prawie tydzień. Gdzieś w drugim tygodniu września zaczęłam w miarę normalnie funkcjonować. No prawie. Chodziłam na lekcje, gadałam z przyjaciółmi, ale coś czułam, że jakaś cząstka mnie nie funkcjonuje. Tak jakby została z Gregiem. Dziwne, prawda?
wtorek, 4 czerwca 2013
Rozdział XIII ♥
Przez kilka dni chodziłam jak zombie. Tata też nie wiedział gdzie jest Greg, więc coraz bardziej się o niego bałam. Dopiero od dobrze poinformowanej Meg dowiedziałam się o co chodzi.
Greg wyjechał do Francji na miesięczny staż.
No świetnie. Pewnie znowu się ostatnia dowiaduję o wszystkim- pomyślałam, gdy się o tym dowiedziałam.
Tego samego dnia znowu próbowałam do niego się dodzwonić, ale znowu bezskutecznie. Od kogoś dowiedziałam się kiedy wraca mój przyjaciel- 3 dni przed moimi urodzinami. Wszystko to było strasznie dziwne.
To była moja ostatnia sobota przed szkołą, więc stwierdziłam, że chyba sobie odpuszczę te zakupy z dziewczynami, które były zaplanowane od kilku dni, jak nie od jakiegoś tygodnia. W końcu przydała by mi się jakaś cisza i spokój, a nie durne darcie się dzieci w sklepach.
Wysłałam krótkiego SMS-a do dziewczyn, że nie przyjdę, a potem przebrałam się w wygodne ciuchy i zeszłam na dół. Ubrana w parkę w kolorze khaki, czarne jeansy, białą koszulkę z czarnym nadrukiem i ciemno-brązowych butach, poszłam w stronę domu Grega. Albo może raczej w stronę lasu za jego domem. Jego dom leżał na obrzeżach miasta, więc marsz na koniec miasta, zajął mi trochę czasu. Ale w sumie było mi wszystko jedno. Tak czy siak nikt na mnie nie czekał. Chodziłam po tym lesie i chodziłam, nie zwracałam uwagi na to gdzie jestem, pewnie wyglądałam jak jakaś obłąkana, która nie wie gdzie jest. Było mi już wszystko jedno- czułam tylko swój wielki ból po stracie Grega. W sumie było to dziwne, bo przecież on miał wrócić niedługo, a ja robiłam z tego problem jakby on już nigdy miałby nie wrócić czy coś w ten deseń. Po kilku godzinach łażenia po lesie, gdy zrobiło się zimniej, zrozumiałam, która jest godzina- grubo po 21. W sumie i tak mi się nie spieszyło. W pewnym momencie potknęłam się o korzeń drzewa. Zamiast wstać od razu z mokrej ściółki, przesunęłam się pod drzewo i oparłam się plecami o wilgotną korę. Totalnie wykończona po tym dniu usnęłam.
Greg wyjechał do Francji na miesięczny staż.
No świetnie. Pewnie znowu się ostatnia dowiaduję o wszystkim- pomyślałam, gdy się o tym dowiedziałam.
Tego samego dnia znowu próbowałam do niego się dodzwonić, ale znowu bezskutecznie. Od kogoś dowiedziałam się kiedy wraca mój przyjaciel- 3 dni przed moimi urodzinami. Wszystko to było strasznie dziwne.
To była moja ostatnia sobota przed szkołą, więc stwierdziłam, że chyba sobie odpuszczę te zakupy z dziewczynami, które były zaplanowane od kilku dni, jak nie od jakiegoś tygodnia. W końcu przydała by mi się jakaś cisza i spokój, a nie durne darcie się dzieci w sklepach.
Wysłałam krótkiego SMS-a do dziewczyn, że nie przyjdę, a potem przebrałam się w wygodne ciuchy i zeszłam na dół. Ubrana w parkę w kolorze khaki, czarne jeansy, białą koszulkę z czarnym nadrukiem i ciemno-brązowych butach, poszłam w stronę domu Grega. Albo może raczej w stronę lasu za jego domem. Jego dom leżał na obrzeżach miasta, więc marsz na koniec miasta, zajął mi trochę czasu. Ale w sumie było mi wszystko jedno. Tak czy siak nikt na mnie nie czekał. Chodziłam po tym lesie i chodziłam, nie zwracałam uwagi na to gdzie jestem, pewnie wyglądałam jak jakaś obłąkana, która nie wie gdzie jest. Było mi już wszystko jedno- czułam tylko swój wielki ból po stracie Grega. W sumie było to dziwne, bo przecież on miał wrócić niedługo, a ja robiłam z tego problem jakby on już nigdy miałby nie wrócić czy coś w ten deseń. Po kilku godzinach łażenia po lesie, gdy zrobiło się zimniej, zrozumiałam, która jest godzina- grubo po 21. W sumie i tak mi się nie spieszyło. W pewnym momencie potknęłam się o korzeń drzewa. Zamiast wstać od razu z mokrej ściółki, przesunęłam się pod drzewo i oparłam się plecami o wilgotną korę. Totalnie wykończona po tym dniu usnęłam.
Rozdział XII ♥
Pojechaliśmy odnieść torby i to wszystko, do nowego lokum mamy. Mama ciągle leżała w szpitalu, z powodu ryzyka zagrożenia ciąży. Przez całe przedpołudnie siedziałam w mieszkaniu i oglądałam telewizję.
-Pojedziemy do mamy? Chciałabym się z nią spotkać- rzuciłam w końcu.
-Pewnie- odparł Peter i poszedł po kluczyki od auta.
Gdy byliśmy już w sali mamy, byłam lekko poddenerwowana. Sama nie wiem czym... Tym, że moja matka za miesiąc rodziła czy tym, że bałam się o Grega? Naprawdę nie wiem.
Moja mama nawet z brzuchem wyglądała świetnie, chociaż troszkę przypominała mi wieloryba.
W samym szpitalu spędziliśmy z 2 godziny, później musieliśmy iść, bo skończył się czas odwiedzin. Jednak, gdy już miałam wychodzić z sali, mama pociągnęła mnie za rękaw.
-Lisa... Błagam, nie złość się na tatę, że mi powiedział mi kiedy przyjedziesz... Nie złość się też o tą ciążę i o wszystko... Proszę, nie rób chociaż tego tacie... Wiesz jak później wszystko przeżywa- powiedziała mama uśmiechając się blado, bo chyba dziecko kopnęło.
-Tylko, że ja się chyba nie złoszczę na was, tylko na tą sytuację... Nigdy nie chciałam byście się rozwodzili...- odparłam.
-Halo! Już, już! Uciekaj dziecino!- do sali wparowała salowa.
-Pa mamuś!- rzuciłam i cmokłam mamę w czoło na pożegnanie i poszłam w stronę samochodu Petera. Partner matki siedział już w środku i czekał na mnie.
Później, przez całe 2 tygodnie, ciągle odwiedzałam mamę w szpitalu i trochę pomagałam Peterowi w obowiązkach domowych.
Przez te dni, które spędziłam u mamy, ani razu nie gadałam z Gregiem. Gdy już wróciłam do domu, to od razu chciałam spytać się ojca, gdzie jest mój przyjaciel. Jednak i taty nie było. To pewnie przez to Julie przyjechała po mnie na lotnisko.
Miałam nadzieję, że Greg w końcu się odezwie, bo cholernie mi go brakowało. I to chyba bardziej, niż mi się wydawało dotychczas.
-Pojedziemy do mamy? Chciałabym się z nią spotkać- rzuciłam w końcu.
-Pewnie- odparł Peter i poszedł po kluczyki od auta.
Gdy byliśmy już w sali mamy, byłam lekko poddenerwowana. Sama nie wiem czym... Tym, że moja matka za miesiąc rodziła czy tym, że bałam się o Grega? Naprawdę nie wiem.
Moja mama nawet z brzuchem wyglądała świetnie, chociaż troszkę przypominała mi wieloryba.
W samym szpitalu spędziliśmy z 2 godziny, później musieliśmy iść, bo skończył się czas odwiedzin. Jednak, gdy już miałam wychodzić z sali, mama pociągnęła mnie za rękaw.
-Lisa... Błagam, nie złość się na tatę, że mi powiedział mi kiedy przyjedziesz... Nie złość się też o tą ciążę i o wszystko... Proszę, nie rób chociaż tego tacie... Wiesz jak później wszystko przeżywa- powiedziała mama uśmiechając się blado, bo chyba dziecko kopnęło.
-Tylko, że ja się chyba nie złoszczę na was, tylko na tą sytuację... Nigdy nie chciałam byście się rozwodzili...- odparłam.
-Halo! Już, już! Uciekaj dziecino!- do sali wparowała salowa.
-Pa mamuś!- rzuciłam i cmokłam mamę w czoło na pożegnanie i poszłam w stronę samochodu Petera. Partner matki siedział już w środku i czekał na mnie.
Później, przez całe 2 tygodnie, ciągle odwiedzałam mamę w szpitalu i trochę pomagałam Peterowi w obowiązkach domowych.
Przez te dni, które spędziłam u mamy, ani razu nie gadałam z Gregiem. Gdy już wróciłam do domu, to od razu chciałam spytać się ojca, gdzie jest mój przyjaciel. Jednak i taty nie było. To pewnie przez to Julie przyjechała po mnie na lotnisko.
Miałam nadzieję, że Greg w końcu się odezwie, bo cholernie mi go brakowało. I to chyba bardziej, niż mi się wydawało dotychczas.
poniedziałek, 20 maja 2013
Rozdział XI ♥
Chwyciłam moją torbę, która od czasu przeprowadzki, leżała pod łóżkiem, i wrzuciłam do niej ubrań na kilka następnych dni. Przebrałam się w http://allani.pl/zestaw/670802, a potem nawrzucałam parę gratów do torby, którą brałam jako bagaż podręczny. Leciałam do mamy na parę dni, a do wylotu miałam jakieś 3 godzinki, więc stwierdziłam, że przydało, by się zbierać.
Wzięłam swoje bagaże, a potem zbiegłam po schodach. Tata i Julie w pracy, więc zdana byłam tylko na Grega, który już czekał w samochodzie, na podjeździe.
-Cześć- rzuciłam, gdy władowałam się z ekwipunkiem do samochodu. On odpowiedział mi krótkim zdawkowym 'hej' i ruszyliśmy w stronę lotniska.
Cała podróż trwała max 30 min, ale szczerze powiedziawszy nie liczyłam tego. Greg był dziwnie cichy i to mnie bardzo niepokoiło.
-Greg?- zagadnęłam, gdy staliśmy na terminalu- Coś się stało?
-Co..?- spytał jakby wyrwany z transu.
-Czy coś się stało?- powtórzyłam pytanie.
-Nie...nie...nie- odparł.
-Widzę przecież, że coś nie gra. Mnie tak łatwo nie okłamiesz...- rzuciłam i popatrzałam na niego. Greg nic mi nie powiedział.
-Greg... Muszę iść- powiedziałam po pół godzinnym milczeniu.
-Ale co się stało?- spytał.
-Samolot leci wcześniej- odparłam- Dzięki...- rzuciłam i wzięłam swoje rzeczy.
Wręcz ślimaczym krokiem ruszyłam w stronę hali odpraw. Był początek sierpnia, a ja postanawiałam spędzić ostatni miesiąc wakacji po trochu u mamy. Śmieszne...
Zostawiłam Grega i dopiero w samolocie uświadomiłam sobie, że nie mam pojęcia co z nim.
-Poradzi sobie... - pomyślałam i puściłam muzykę przez słuchawki. Lot ogółem minął szybko. Wyszłam na terminal i jakież było moje zdziwienie, gdy zobaczyłam Petera stojącego gdzieś z boku. Prosiłam tatę, aby nie mówił, że przylecę teraz, ale jak widać, mnie nie posłuchał.
No świetnie - pomyślałam i pozbierałam swoje rzeczy.
-Cześć Peter...- mruknęłam.
-Cześć. Chodź. Możesz dać mi te torby- powiedział.
-Wolę je ponieść sama- odparłam i poszłam w stronę wyjścia.
Wsiadłam do czarnego Forda i po chwili jechałam ulicami mojego rodzinnego Newcastle.
Wzięłam swoje bagaże, a potem zbiegłam po schodach. Tata i Julie w pracy, więc zdana byłam tylko na Grega, który już czekał w samochodzie, na podjeździe.
-Cześć- rzuciłam, gdy władowałam się z ekwipunkiem do samochodu. On odpowiedział mi krótkim zdawkowym 'hej' i ruszyliśmy w stronę lotniska.
Cała podróż trwała max 30 min, ale szczerze powiedziawszy nie liczyłam tego. Greg był dziwnie cichy i to mnie bardzo niepokoiło.
-Greg?- zagadnęłam, gdy staliśmy na terminalu- Coś się stało?
-Co..?- spytał jakby wyrwany z transu.
-Czy coś się stało?- powtórzyłam pytanie.
-Nie...nie...nie- odparł.
-Widzę przecież, że coś nie gra. Mnie tak łatwo nie okłamiesz...- rzuciłam i popatrzałam na niego. Greg nic mi nie powiedział.
-Greg... Muszę iść- powiedziałam po pół godzinnym milczeniu.
-Ale co się stało?- spytał.
-Samolot leci wcześniej- odparłam- Dzięki...- rzuciłam i wzięłam swoje rzeczy.
Wręcz ślimaczym krokiem ruszyłam w stronę hali odpraw. Był początek sierpnia, a ja postanawiałam spędzić ostatni miesiąc wakacji po trochu u mamy. Śmieszne...
Zostawiłam Grega i dopiero w samolocie uświadomiłam sobie, że nie mam pojęcia co z nim.
-Poradzi sobie... - pomyślałam i puściłam muzykę przez słuchawki. Lot ogółem minął szybko. Wyszłam na terminal i jakież było moje zdziwienie, gdy zobaczyłam Petera stojącego gdzieś z boku. Prosiłam tatę, aby nie mówił, że przylecę teraz, ale jak widać, mnie nie posłuchał.
No świetnie - pomyślałam i pozbierałam swoje rzeczy.
-Cześć Peter...- mruknęłam.
-Cześć. Chodź. Możesz dać mi te torby- powiedział.
-Wolę je ponieść sama- odparłam i poszłam w stronę wyjścia.
Wsiadłam do czarnego Forda i po chwili jechałam ulicami mojego rodzinnego Newcastle.
Rozdział X ♥
-Greg?- powiedziałam zdziwiona.
-Cześć... Przepraszam, że wpadłem tak bez uprzedzenia, ale muszę z tobą pogadać.
-Cześć. No spoko... Tylko pójdę się przebrać w coś innego- powiedziałam patrząc na moją piżamę- W lodówce jest sok i sałatka jak chcesz!- krzyknęłam ze schodów.
Wyciągnęłam pierwsze lepsze ciuchy http://allani.pl/zestaw/769423 i spięłam włosy w wysokiego kucyka.
-No dajesz... Co się stało?- spytałam będąc już w kuchni i wyciągając sok z lodówki. Chłopak jednak nic nie ruszył...
-No bo wiesz... Ja nie chciałem, żeby wyszło...tak ostatnio...- rzucił.
-Ale nic się nie stało- odparłam, nalewając do szklanki soku.
-Lisa stało się! Ja nie powinienem wtedy... Strasznie mi głupio- powiedział.
-Zachowujesz się jakoś dziwnie...- rzuciłam, stawiając szklankę przed nim.
-Lisa przepraszam...
-Dobra, dobra- odparłam.- Ej, a tak w ogóle czemu gadałeś sam do siebie? I jak się tu znalazłeś?-spytałam.
-Nie gadałem do siebie... A tylne drzwi były otwarte.
-No tak... To z kim gadałeś?- ponowiłam pytanie.
-Gadałem z twoim psem- powiedział, a myślałam, że to głupi żart.
-Ja nie mam psa!- prawie krzyknęłam.
-No to czemu tamten siedzi w twoim ogródku?- spytał, a ja poderwałam się momentalnie z miejsca i otworzyłam tylne drzwi.
-Greeeeg!- krzyknęłam. Na progu naprawdę siedział pies! I to nie byle jaki, bo to był husky. Z tego co opowiadała mi mama, jak byłam mała, te psy do tanich na pewno nie należały...
-Tak?- spytał stojąc koło mnie.
-Skąd ten pies tutaj?
-Mnie się pytasz?
-Tak- powiedziałam z lekką ironią- Dobra wezmę go do domu- rzuciłam, bo na podwórku było dość chłodno.
Wysunęłam rękę, a pies od razu zaczął wąchać. Nie miałam pojęcia, że tak szybko go przekonam by wszedł do środka. Pies tak słodko się łasił... Nie byłam pewna czy to on czy ona, więc ciągle mówiłam 'pies, pies, pies'. Głupio mi było patrzeć co piesio ma między łapami.
Siadłam przy stole w jadalni i popatrzyłam na psa siedzącego pod drzwiami.
-Ej Greg...- coś mnie tknęło, żeby zadać mu te pytanie- Czemu gadałeś z psem?- spytałam chichocząc.
Chłopak zaczerwienił się troszkę, a potem zaczął sam się śmiać ze mną. Siedzieliśmy tak przez kilka minut, aż w końcu zadzwonił telefon.
-Hej tato- rzuciłam na wstępie.
-Cześć Lisa. Za 10 minut będziemy w domu. Proszę cię zrób jakieś śniadanie- powiedział.
-Tak, tak...- odparłam i szybko się rozłączyłam.
-Greg szybko! Mój ojciec zaraz przyjedzie- krzyknęłam.
-Ja się zwijam.
-Nie, nie, nie!- darłam się- Muszę zrobić śniadanie!- rzuciłam.
-Dobra pomogę Ci- odparł, a ja posłałam mu pełne wdzięczności spojrzenie.
Zrobiliśmy coś na szybko, a potem, gdy porozkładaliśmy talerze itp. na stole, akurat usłyszałam dźwięk przekręcanego klucza w drzwiach.
-Greg idź do gabinetu ojca! Co on powie jak cię tu znajdzie?!- syknęłam i popchnęłam go lekko w stronę pokoju, a sama pognałam do hallu.
-Cześć tato! Cześć Julie! - powiedziałam, uradowana, by jak najdłużej ich zagadać.
-Cześć Lisa...- powiedział mój tata zaskoczony moim zachowaniem.
-Śniadanie jest w jadalni- rzuciłam.
-To dobrze, dziękuję. Pójdę do gabinetu odłożyć marynarkę...
-Nie!- krzyknęłam i zamarłam- Znaczy...pójdę to zrobić za ciebie... Na pewno jesteście zmęczeni...- plątałam się, a ojciec gapił się na mnie jak na idiotkę.
-Lisa proszę cię... - mruknął i delikatnie przesunął mnie.
Pobiegłam jak głupia w stronę pokoju i stanęłam przed drzwiami zasłaniając je.
-Lisa odsuń się...- rzucił tata.
-Nie możesz tam wejść- wydarłam się.
-Och...przestań- powiedział i wszedł do gabinetu. Spodziewałam się, że wybuchnie i zacznie drzeć się po mnie, że Greg siedzi tu, ale nic takiego nie nastąpiło.
-Lisa czemu otwarłaś okno w gabinecie? Jest dość zimno na dworze- rzucił.
-Zapomniałam zamknąć, a chciałam żeby do środka wpadło troche świeżego powietrza- skłamałam na poczekaniu i uśmiechnęłam się.
-Tato...- powiedziałam w momencie, którym uświadomiłam sobie, że pies dalej siedzi przy tylnych drzwiach, na wprost jadalni i kuchni. Chciałam dokończyć, ale Julie krzyknęła głośno.
-Co robi tu ten pies?!- spytał ojciec, kiedy już wszyscy byli już na tyłach domu.
-No bo widzisz... Możemy przygarnąć tego psa? Proszę...- jęknęłam.
-Lisa, ale to odpowiedzialność...
-Ale on marzł na podwórku...Proszę...- powtórzyłam.
-Lisa ...
-Tato...
-Julie .. - powiedział tata błagalnym tonem.
-Harry...- odparła Julie do ojca patrząc na niego, troszkę surowym wzrokiem.
-Tato!
-No dobra niech ci będzie, ale ja wyprowadzał go nie będę- rzucił w końcu ojciec.
-Dzięki!- krzyknęłam i uściskałam go- Dzięki Julie- szepnęłam przechodząc obok niej.
Poczekałam, aż zjedli i pojechałam do weterynarza na badania. No i właśnie! Wiem, że to chłopczyk i nazwałam psa Lucky. Ojciec trochę był sceptycznie nastawiony do psa w domu, ale po tygodniu czy dwóch się przyzwyczaił. Nawet sam go zaczął wyprowadzać, co uznaję w jakimś tam stopniu za sukces.
-Cześć... Przepraszam, że wpadłem tak bez uprzedzenia, ale muszę z tobą pogadać.
-Cześć. No spoko... Tylko pójdę się przebrać w coś innego- powiedziałam patrząc na moją piżamę- W lodówce jest sok i sałatka jak chcesz!- krzyknęłam ze schodów.
Wyciągnęłam pierwsze lepsze ciuchy http://allani.pl/zestaw/769423 i spięłam włosy w wysokiego kucyka.
-No dajesz... Co się stało?- spytałam będąc już w kuchni i wyciągając sok z lodówki. Chłopak jednak nic nie ruszył...
-No bo wiesz... Ja nie chciałem, żeby wyszło...tak ostatnio...- rzucił.
-Ale nic się nie stało- odparłam, nalewając do szklanki soku.
-Lisa stało się! Ja nie powinienem wtedy... Strasznie mi głupio- powiedział.
-Zachowujesz się jakoś dziwnie...- rzuciłam, stawiając szklankę przed nim.
-Lisa przepraszam...
-Dobra, dobra- odparłam.- Ej, a tak w ogóle czemu gadałeś sam do siebie? I jak się tu znalazłeś?-spytałam.
-Nie gadałem do siebie... A tylne drzwi były otwarte.
-No tak... To z kim gadałeś?- ponowiłam pytanie.
-Gadałem z twoim psem- powiedział, a myślałam, że to głupi żart.
-Ja nie mam psa!- prawie krzyknęłam.
-No to czemu tamten siedzi w twoim ogródku?- spytał, a ja poderwałam się momentalnie z miejsca i otworzyłam tylne drzwi.
-Greeeeg!- krzyknęłam. Na progu naprawdę siedział pies! I to nie byle jaki, bo to był husky. Z tego co opowiadała mi mama, jak byłam mała, te psy do tanich na pewno nie należały...
-Tak?- spytał stojąc koło mnie.
-Skąd ten pies tutaj?
-Mnie się pytasz?
-Tak- powiedziałam z lekką ironią- Dobra wezmę go do domu- rzuciłam, bo na podwórku było dość chłodno.
Wysunęłam rękę, a pies od razu zaczął wąchać. Nie miałam pojęcia, że tak szybko go przekonam by wszedł do środka. Pies tak słodko się łasił... Nie byłam pewna czy to on czy ona, więc ciągle mówiłam 'pies, pies, pies'. Głupio mi było patrzeć co piesio ma między łapami.
Siadłam przy stole w jadalni i popatrzyłam na psa siedzącego pod drzwiami.
-Ej Greg...- coś mnie tknęło, żeby zadać mu te pytanie- Czemu gadałeś z psem?- spytałam chichocząc.
Chłopak zaczerwienił się troszkę, a potem zaczął sam się śmiać ze mną. Siedzieliśmy tak przez kilka minut, aż w końcu zadzwonił telefon.
-Hej tato- rzuciłam na wstępie.
-Cześć Lisa. Za 10 minut będziemy w domu. Proszę cię zrób jakieś śniadanie- powiedział.
-Tak, tak...- odparłam i szybko się rozłączyłam.
-Greg szybko! Mój ojciec zaraz przyjedzie- krzyknęłam.
-Ja się zwijam.
-Nie, nie, nie!- darłam się- Muszę zrobić śniadanie!- rzuciłam.
-Dobra pomogę Ci- odparł, a ja posłałam mu pełne wdzięczności spojrzenie.
Zrobiliśmy coś na szybko, a potem, gdy porozkładaliśmy talerze itp. na stole, akurat usłyszałam dźwięk przekręcanego klucza w drzwiach.
-Greg idź do gabinetu ojca! Co on powie jak cię tu znajdzie?!- syknęłam i popchnęłam go lekko w stronę pokoju, a sama pognałam do hallu.
-Cześć tato! Cześć Julie! - powiedziałam, uradowana, by jak najdłużej ich zagadać.
-Cześć Lisa...- powiedział mój tata zaskoczony moim zachowaniem.
-Śniadanie jest w jadalni- rzuciłam.
-To dobrze, dziękuję. Pójdę do gabinetu odłożyć marynarkę...
-Nie!- krzyknęłam i zamarłam- Znaczy...pójdę to zrobić za ciebie... Na pewno jesteście zmęczeni...- plątałam się, a ojciec gapił się na mnie jak na idiotkę.
-Lisa proszę cię... - mruknął i delikatnie przesunął mnie.
Pobiegłam jak głupia w stronę pokoju i stanęłam przed drzwiami zasłaniając je.
-Lisa odsuń się...- rzucił tata.
-Nie możesz tam wejść- wydarłam się.
-Och...przestań- powiedział i wszedł do gabinetu. Spodziewałam się, że wybuchnie i zacznie drzeć się po mnie, że Greg siedzi tu, ale nic takiego nie nastąpiło.
-Lisa czemu otwarłaś okno w gabinecie? Jest dość zimno na dworze- rzucił.
-Zapomniałam zamknąć, a chciałam żeby do środka wpadło troche świeżego powietrza- skłamałam na poczekaniu i uśmiechnęłam się.
-Tato...- powiedziałam w momencie, którym uświadomiłam sobie, że pies dalej siedzi przy tylnych drzwiach, na wprost jadalni i kuchni. Chciałam dokończyć, ale Julie krzyknęła głośno.
-Co robi tu ten pies?!- spytał ojciec, kiedy już wszyscy byli już na tyłach domu.
-No bo widzisz... Możemy przygarnąć tego psa? Proszę...- jęknęłam.
-Lisa, ale to odpowiedzialność...
-Ale on marzł na podwórku...Proszę...- powtórzyłam.
-Lisa ...
-Tato...
-Julie .. - powiedział tata błagalnym tonem.
-Harry...- odparła Julie do ojca patrząc na niego, troszkę surowym wzrokiem.
-Tato!
-No dobra niech ci będzie, ale ja wyprowadzał go nie będę- rzucił w końcu ojciec.
-Dzięki!- krzyknęłam i uściskałam go- Dzięki Julie- szepnęłam przechodząc obok niej.
Poczekałam, aż zjedli i pojechałam do weterynarza na badania. No i właśnie! Wiem, że to chłopczyk i nazwałam psa Lucky. Ojciec trochę był sceptycznie nastawiony do psa w domu, ale po tygodniu czy dwóch się przyzwyczaił. Nawet sam go zaczął wyprowadzać, co uznaję w jakimś tam stopniu za sukces.
wtorek, 30 kwietnia 2013
Rozdział IX ♥
-Eeee...cześć- rzuciłam wchodząc do jadalni. Julie krzątała się, przy ślicznie zastawionym stole.
-Już przyszłaś... Twój tata siedzi w gabinecie- powiedziała patrząc na mnie. Jakby nie było wyprzedziła moje pytanie.
Bez słowa ruszyłam w stronę pokoju, który tacie służył za gabinet.
-Tato...- mruknęłam wchodząc do środka.
-Już jesteś Lisa! To super! Leć się przebrać w coś odpowiedniego... W sukienkę czy coś tam...
-Po co?
-Bo to wymaga ubrania sukienki- odparł, a ja popatrzałam na niego jak na wariata-To idź już... Albo czekaj! Jak myślisz, który krawat będzie lepiej pasował- rzucił.
-Myślę, że ten- wskazałam ręką- Ale po co to całe widowisko?
-Zobaczysz później. Leć się przebrać- powiedział.
Z mieszanymi uczuciami poszłam do swojego pokoju. Wzięłam szybką kąpiel i umyłam włosy. Miałam najwięcej 20 minut czasu, więc było trzeba się spieszyć. Włączyłam suszarkę i zaczęłam suszyć włosy. Musiałam wynaleźć jeszcze ubrania! Wystawiłam głowę zza drzwi i jednocześnie susząc włosy, szperałam w szafie. Dobrze, że kabel był dość długi, bo chyba bym się nie wyrobiła!
Nie umiałam nic wynaleźć... Włosy szybko schły, więc stwierdziłam, że przekopię w ekspresowym tempie szafę. Wywaliłam prawie wszystko i dopiero wtedy stwierdziłam fakt, iż mam tylko jedną sukienkę- w dodatku byłam w niej tylko jeden raz.
-No dobra...- mruknęłam sama do siebie. Ubrałam sukienkę i dobrałam do niej dodatki. Całość prezentowała się dość okazale - http://allani.pl/zestaw/767787.
Zrobiłam delikatny makijaż, a potem zaczęłam zastanawiać się co mam zrobić z włosami. Rozpuścić je czy związać w wysokiego kucyka.
Wybrałam opcję numer jeden, tym bardziej, że moje włosy ślicznie wyglądały w delikatnych lokach, tuż po umyciu.
Cicho zbiegłam po schodach i poszłam w kierunku jadalni.
-Łał...- powiedział mój tata na mój widok. Julie tylko promiennie uśmiechnęła się i pacnęła delikatnie ojca w ramię.
-Dzięki... Co to za niezwykła okazja?- spytałam siadając do stołu.
-No wiesz... Ja i Julie zamierzamy zamieszkać razem. - powiedział i czekał na moją reakcję.
-Poważnie?- spytałam lekko zaskoczona.
-Tak...
-No to w końcu, zjem normalny obiad- rzuciłam z uśmiechem. Tata spalił buraka, a ja z Julie zaczęłyśmy się śmiać.
Odkąd przyjechałam do Oxfordu, ciągle jadłam fast foody i dania odgrzewane w mikrofalówce. Jakiś normalny obiad, by był miłą odmianą.
Od słowa do słowa dowiedziałam się, że Julie zajmuje się dziennikarstwem i w sumie przez to poznali się z ojcem. Ponoć tata udzielił mini-wywiadu do lokalnej gazety na temat nowoczesnej architektury czy czegoś tam... Nie byłam zła na Julie, że się wprowadziła. Polubiłam ją. Cała kolacja była świetna.
Przed pójściem spać napisałam krótkiego SMS-a do mamy.
Jakieś nagłe wydarzenie sprawiło, że chciałam spotkać się z mamą. Naprawdę nie wiem czemu.
Położyłam się i ciągle myślałam o tym co przeżyłam tu w Oxfordzie...
Rano obudziło mnie delikatne słońce wpadające przez okno do pokoju. Otworzyłam oczy i przeciągnęłam się. Była sobota, więc nie musiałam spieszyć się z wstawaniem. Sięgnęłam po butelkę wody, która zawsze leżała przy łóżku. Napiłam się i trochę z przymusu wstałam z łóżka. Poczłapałam do łazienki i ogarnęłam się. Włosy spięłam w luźnego koka i ubrałam się w http://allani.pl/zestaw/768686.
Zbiegłam na dół po schodach. Julie i taty nie było ani na dole, ani na górze. Wzruszyłam ramionami i ruszyłam w stronę kuchni. Wyciągnęłam z lodówki mleko i szybko zalałam nim płatki, które wsypałam chwilę wcześniej do miski. Gdy chciałam schować mleko, zauważyłam jakąś kartkę na lodówce.
'Zrób coś sobie na kolację. Obiad masz w lodówce
Pojechaliśmy do Southampton.Wrócimy jutro rano.
Jak coś to dzwoń.
Tata'
-Co oni robią w Southampton?- mruknęłam sama do siebie i poszłam do salonu. Praktycznie cały dzień siedziałam na kanapie, oglądając denne seriale w telewizji.
Gdzieś po 16 stwierdziłam, że przydały by się jakieś drobne zakupy, bo w lodówce świeciło pustkami .
Przebrałam się w http://allani.pl/zestaw/768735 i poszłam do pobliskiego hipermarketu.
Nawrzucałam do koszyka kilka rzeczy i poszłam do kasy. Wróciłam do domu i znowu zasiadłam przed telewizorem. Koło 19 zrobiłam sobie sałatkę na kolację, a to co zostało wrzuciłam do lodówki.
Rano obudziły mnie czyjeś kroki i urywki rozmów... Myślałam, że to Julie i tata, ale jak się okazało pomyliłam się...
-Już przyszłaś... Twój tata siedzi w gabinecie- powiedziała patrząc na mnie. Jakby nie było wyprzedziła moje pytanie.
Bez słowa ruszyłam w stronę pokoju, który tacie służył za gabinet.
-Tato...- mruknęłam wchodząc do środka.
-Już jesteś Lisa! To super! Leć się przebrać w coś odpowiedniego... W sukienkę czy coś tam...
-Po co?
-Bo to wymaga ubrania sukienki- odparł, a ja popatrzałam na niego jak na wariata-To idź już... Albo czekaj! Jak myślisz, który krawat będzie lepiej pasował- rzucił.
-Myślę, że ten- wskazałam ręką- Ale po co to całe widowisko?
-Zobaczysz później. Leć się przebrać- powiedział.
Z mieszanymi uczuciami poszłam do swojego pokoju. Wzięłam szybką kąpiel i umyłam włosy. Miałam najwięcej 20 minut czasu, więc było trzeba się spieszyć. Włączyłam suszarkę i zaczęłam suszyć włosy. Musiałam wynaleźć jeszcze ubrania! Wystawiłam głowę zza drzwi i jednocześnie susząc włosy, szperałam w szafie. Dobrze, że kabel był dość długi, bo chyba bym się nie wyrobiła!
Nie umiałam nic wynaleźć... Włosy szybko schły, więc stwierdziłam, że przekopię w ekspresowym tempie szafę. Wywaliłam prawie wszystko i dopiero wtedy stwierdziłam fakt, iż mam tylko jedną sukienkę- w dodatku byłam w niej tylko jeden raz.
-No dobra...- mruknęłam sama do siebie. Ubrałam sukienkę i dobrałam do niej dodatki. Całość prezentowała się dość okazale - http://allani.pl/zestaw/767787.
Zrobiłam delikatny makijaż, a potem zaczęłam zastanawiać się co mam zrobić z włosami. Rozpuścić je czy związać w wysokiego kucyka.
Wybrałam opcję numer jeden, tym bardziej, że moje włosy ślicznie wyglądały w delikatnych lokach, tuż po umyciu.
Cicho zbiegłam po schodach i poszłam w kierunku jadalni.
-Łał...- powiedział mój tata na mój widok. Julie tylko promiennie uśmiechnęła się i pacnęła delikatnie ojca w ramię.
-Dzięki... Co to za niezwykła okazja?- spytałam siadając do stołu.
-No wiesz... Ja i Julie zamierzamy zamieszkać razem. - powiedział i czekał na moją reakcję.
-Poważnie?- spytałam lekko zaskoczona.
-Tak...
-No to w końcu, zjem normalny obiad- rzuciłam z uśmiechem. Tata spalił buraka, a ja z Julie zaczęłyśmy się śmiać.
Odkąd przyjechałam do Oxfordu, ciągle jadłam fast foody i dania odgrzewane w mikrofalówce. Jakiś normalny obiad, by był miłą odmianą.
Od słowa do słowa dowiedziałam się, że Julie zajmuje się dziennikarstwem i w sumie przez to poznali się z ojcem. Ponoć tata udzielił mini-wywiadu do lokalnej gazety na temat nowoczesnej architektury czy czegoś tam... Nie byłam zła na Julie, że się wprowadziła. Polubiłam ją. Cała kolacja była świetna.
Przed pójściem spać napisałam krótkiego SMS-a do mamy.
Jakieś nagłe wydarzenie sprawiło, że chciałam spotkać się z mamą. Naprawdę nie wiem czemu.
Położyłam się i ciągle myślałam o tym co przeżyłam tu w Oxfordzie...
Rano obudziło mnie delikatne słońce wpadające przez okno do pokoju. Otworzyłam oczy i przeciągnęłam się. Była sobota, więc nie musiałam spieszyć się z wstawaniem. Sięgnęłam po butelkę wody, która zawsze leżała przy łóżku. Napiłam się i trochę z przymusu wstałam z łóżka. Poczłapałam do łazienki i ogarnęłam się. Włosy spięłam w luźnego koka i ubrałam się w http://allani.pl/zestaw/768686.
Zbiegłam na dół po schodach. Julie i taty nie było ani na dole, ani na górze. Wzruszyłam ramionami i ruszyłam w stronę kuchni. Wyciągnęłam z lodówki mleko i szybko zalałam nim płatki, które wsypałam chwilę wcześniej do miski. Gdy chciałam schować mleko, zauważyłam jakąś kartkę na lodówce.
'Zrób coś sobie na kolację. Obiad masz w lodówce
Pojechaliśmy do Southampton.Wrócimy jutro rano.
Jak coś to dzwoń.
Tata'
-Co oni robią w Southampton?- mruknęłam sama do siebie i poszłam do salonu. Praktycznie cały dzień siedziałam na kanapie, oglądając denne seriale w telewizji.
Gdzieś po 16 stwierdziłam, że przydały by się jakieś drobne zakupy, bo w lodówce świeciło pustkami .
Przebrałam się w http://allani.pl/zestaw/768735 i poszłam do pobliskiego hipermarketu.
Nawrzucałam do koszyka kilka rzeczy i poszłam do kasy. Wróciłam do domu i znowu zasiadłam przed telewizorem. Koło 19 zrobiłam sobie sałatkę na kolację, a to co zostało wrzuciłam do lodówki.
Rano obudziły mnie czyjeś kroki i urywki rozmów... Myślałam, że to Julie i tata, ale jak się okazało pomyliłam się...
czwartek, 25 kwietnia 2013
Rozdział VIII ♥
-O Boże... Co tu zdechło?- spytałam wchodząc do pokoju Megan.
-Moje uczucia....- mruknęła, pochlipując blondynka.
-Ehh... Meg proszę cię nie zaczynaj...- rzuciła Amy.
-Ale ja się koszmarnie czuję...- powiedziała, chyba sama do siebie.
-I tak też wyglądasz...- mruknęłam cicho- Co tak naprawdę się stało?- spytałam, bo nie byłam ani trochę w temacie.
-No, bo... John wyjechał do Francji, i .. i .. i on się nawet nie pożegnał...- mówiła i rozryczała się na nowo.
-Ona się buja w Johnie...- powiedziała mi na ucho Amy.
-Megan... Czy ty chcesz powiedzieć, że ryczysz nie wiadomo ile, tylko dla tego, że John pojechał do Francji i się nie pożegnał?- powiedziałam powoli analizując wszystko jeszcze raz.
-Dokładnie to siedzę tu i ryczę... 2 dni 3 godziny 24 minuty i 58 sekund... - mruknęła podnosząc głowę na chwilę- On wróci dopiero za 2 tygodnie...
-Wstawaj!- krzyknęłam.
-Ale najpierw ogarnij się...- dodała Amy.
-Nieee!- jęknęła i nakryła głowę kołdrą.
-Wstawaj i to już- rzuciłam ostro.
-Nie...
Wymieniłam z Amy spojrzenia i od razu pomyślałyśmy, chyba o tym samym.
-Na trzy... TRZY!- krzyknęłam i razem z moją przyjaciółką, pociągnęłyśmy Meg za nogę, która wystawała poza łóżko.
Od razu tego pożałowałam, bo tona chusteczek, która leżała na łóżku wysypała się na mnie i Amandę. Ale w sumie warto było, bo Meg wstała i chyba miała zamiar ogarnąć się.
Otworzyłam szafę i wybrałam ubrania dla niej.
-Masz!- powiedziałam podając jej http://allani.pl/zestaw/760209, bieliznę i kosmetyczkę. Popchałam ją delikatnie w stronę łazienki.
-Czekamy na ciebie!- krzyknęła Amy, przy okazji przybijając mi piątkę.
Ogarnęłyśmy pokój, w czasie, gdy Meg się kąpała.
Pół godziny później, szłyśmy razem w trójkę przez jedną z wielu ulic Oxfordu . Było naprawdę świetnie, ale w pewnym momencie przyszedł Kyle i spieprzył nam to.
-Cześć!- krzyknął z połowy ulicy.
-Spierdalaj!- odparłam i pokazałam mu środkowy palec. Przyspieszyłam kroku razem z Meg i Amy, a potem weszłyśmy do pierwszej mijanej przez nas kawiarni. Miałam nadzieję, że chociaż nie pójdzie za nami, a potem nie zrobi nam siary przy ludziach. No, ale znając moje szczęście, ten incybel polazł za nami.
-Co tak uciekacie?- spytał dosiadając się do naszego stolika.
-A tobie chuj do tego...- mruknęła Amy.
-Lepiej stąd idź- rzuciłam.
-A posiedzę sobie... Naprawdę miłe z was dziewczyny- powiedział.
Nastała niezręczna cisza mimo, iż moja ręka, aż garnęła się do tego, by mu przywalić. Powstrzymałam się, a to co po chwili miało miejsce zwaliło mnie z nóg.
-Weź stąd idź, ty jebany głupku! Nie rozumiesz co one do ciebie mówią?! Tam są drzwi dla twojej wiadomości! Spierdalaj!- wydarła się Meg, energicznie wstając z miejsca.
Kyle tylko popatrzył na nią swoim dziwnym wzrokiem.
-Chodźcie stąd...- rzuciłam pociągając za rękaw Megan.
Meg ciągle mierząc wzrokiem Kyle'a, posłusznie wyszła z kawiarni zostawiając w osłupieniu wszystkich, którzy siedzieli w środku.
-To było super!- krzyknęłam pełna podziwu, patrząc na Meg.
-No dokładnie... Ta jego mina była bezcenna. Aż szkoda, że nie zrobiłam wtedy zdjęcia... -powiedziała Amy
-I tu was zdziwię! Patrz!- rzuciłam, i pokazałam wyświetlacz mojego iPhona, na którym widniała dość osobliwa mina Kyle'a.
-Kurde nie wiem jak to zrobiłam... Skąd miałam tyle siły by tak na niego nawrzeszczeć... Ale jego mina nie powiem była bezcenna- mruknęła Meg i delikatnie się uśmiechnęła.
-Nieważne... O tyle dobrze, że to było świetne!- wtrąciła Amy, i od razu zapomniałyśmy o całym zdarzeniu, sprzed ostatnich kilku minut.
Poszłyśmy do skate parku i spędziłyśmy tam kilka dobrych godzin.
Koło 21 wróciłam do domu. A tam zastałam coś co wprawiło mnie w osłupienie...
-Moje uczucia....- mruknęła, pochlipując blondynka.
-Ehh... Meg proszę cię nie zaczynaj...- rzuciła Amy.
-Ale ja się koszmarnie czuję...- powiedziała, chyba sama do siebie.
-I tak też wyglądasz...- mruknęłam cicho- Co tak naprawdę się stało?- spytałam, bo nie byłam ani trochę w temacie.
-No, bo... John wyjechał do Francji, i .. i .. i on się nawet nie pożegnał...- mówiła i rozryczała się na nowo.
-Ona się buja w Johnie...- powiedziała mi na ucho Amy.
-Megan... Czy ty chcesz powiedzieć, że ryczysz nie wiadomo ile, tylko dla tego, że John pojechał do Francji i się nie pożegnał?- powiedziałam powoli analizując wszystko jeszcze raz.
-Dokładnie to siedzę tu i ryczę... 2 dni 3 godziny 24 minuty i 58 sekund... - mruknęła podnosząc głowę na chwilę- On wróci dopiero za 2 tygodnie...
-Wstawaj!- krzyknęłam.
-Ale najpierw ogarnij się...- dodała Amy.
-Nieee!- jęknęła i nakryła głowę kołdrą.
-Wstawaj i to już- rzuciłam ostro.
-Nie...
Wymieniłam z Amy spojrzenia i od razu pomyślałyśmy, chyba o tym samym.
-Na trzy... TRZY!- krzyknęłam i razem z moją przyjaciółką, pociągnęłyśmy Meg za nogę, która wystawała poza łóżko.
Od razu tego pożałowałam, bo tona chusteczek, która leżała na łóżku wysypała się na mnie i Amandę. Ale w sumie warto było, bo Meg wstała i chyba miała zamiar ogarnąć się.
Otworzyłam szafę i wybrałam ubrania dla niej.
-Masz!- powiedziałam podając jej http://allani.pl/zestaw/760209, bieliznę i kosmetyczkę. Popchałam ją delikatnie w stronę łazienki.
-Czekamy na ciebie!- krzyknęła Amy, przy okazji przybijając mi piątkę.
Ogarnęłyśmy pokój, w czasie, gdy Meg się kąpała.
Pół godziny później, szłyśmy razem w trójkę przez jedną z wielu ulic Oxfordu . Było naprawdę świetnie, ale w pewnym momencie przyszedł Kyle i spieprzył nam to.
-Cześć!- krzyknął z połowy ulicy.
-Spierdalaj!- odparłam i pokazałam mu środkowy palec. Przyspieszyłam kroku razem z Meg i Amy, a potem weszłyśmy do pierwszej mijanej przez nas kawiarni. Miałam nadzieję, że chociaż nie pójdzie za nami, a potem nie zrobi nam siary przy ludziach. No, ale znając moje szczęście, ten incybel polazł za nami.
-Co tak uciekacie?- spytał dosiadając się do naszego stolika.
-A tobie chuj do tego...- mruknęła Amy.
-Lepiej stąd idź- rzuciłam.
-A posiedzę sobie... Naprawdę miłe z was dziewczyny- powiedział.
Nastała niezręczna cisza mimo, iż moja ręka, aż garnęła się do tego, by mu przywalić. Powstrzymałam się, a to co po chwili miało miejsce zwaliło mnie z nóg.
-Weź stąd idź, ty jebany głupku! Nie rozumiesz co one do ciebie mówią?! Tam są drzwi dla twojej wiadomości! Spierdalaj!- wydarła się Meg, energicznie wstając z miejsca.
Kyle tylko popatrzył na nią swoim dziwnym wzrokiem.
-Chodźcie stąd...- rzuciłam pociągając za rękaw Megan.
Meg ciągle mierząc wzrokiem Kyle'a, posłusznie wyszła z kawiarni zostawiając w osłupieniu wszystkich, którzy siedzieli w środku.
-To było super!- krzyknęłam pełna podziwu, patrząc na Meg.
-No dokładnie... Ta jego mina była bezcenna. Aż szkoda, że nie zrobiłam wtedy zdjęcia... -powiedziała Amy
-I tu was zdziwię! Patrz!- rzuciłam, i pokazałam wyświetlacz mojego iPhona, na którym widniała dość osobliwa mina Kyle'a.
-Kurde nie wiem jak to zrobiłam... Skąd miałam tyle siły by tak na niego nawrzeszczeć... Ale jego mina nie powiem była bezcenna- mruknęła Meg i delikatnie się uśmiechnęła.
-Nieważne... O tyle dobrze, że to było świetne!- wtrąciła Amy, i od razu zapomniałyśmy o całym zdarzeniu, sprzed ostatnich kilku minut.
Poszłyśmy do skate parku i spędziłyśmy tam kilka dobrych godzin.
Koło 21 wróciłam do domu. A tam zastałam coś co wprawiło mnie w osłupienie...
sobota, 20 kwietnia 2013
Rozdział VII ♥
Przeszłam przez salon, który był połączony z kuchnią. Taty nie było i dobrze to wiedziałam. Pewnie sam by po mnie przyjechał do szpitala, ale musiał zostać w pracy po godzinach czy coś.
Ale coś tu było nie tak... Mimo, że tata od czasu rozwodu z nikim się nie związał, to było teraz czuć tu kobiecą rękę. Poszłam do mojego pokoju na górę. Tu na całe szczęście nic nie było ruszane. Siadłam na łóżku, po drodze rzucając torbę w kąt.
Wypadałoby zadzwonić do Amy i Meg, żeby powiedzieć, że już wróciłam do domu- pomyślałam.
Napisałam szybko sms-a do dziewczyn, a potem zaczęłam analizować, to co się stało kilka minut wcześniej.
Greg mnie pocałował...ON MNIE POCAŁOWAŁ! TO JEST MÓJ PRZYJACIEL!!!- myślałam i głośno westchnęłam.
Włączyłam moją ulubioną płytę i ciągle myślałam o tym wszystkim. To było jakieś takie... dziwne? Chyba za intensywnie myślałam nad tym, bo potem usnęłam. Obudził mnie dźwięk krzątania kogoś w kuchni. Wstałam z łóżka i bezszelestnie zeszłam na dół.
-Tato?- spytałam i poszłam w stronę kuchni. To co zastałam prawie ścięło mnie z nóg. Jakaś obca baba łaziła mi po domu!
-Co pani tu robi?- spytałam głupio.
-Cześć jestem Julia- powiedziała przerywając krojenie marchewki i podając mi rękę, przy tym się uśmiechając.
-Że co proszę?- spytałam, nie podając kobiecie ręki na powitanie.
-Twój ojciec Ci chyba powinien wyjaśnić...- powiedziała i wróciła do swojej roboty, chowając wyciągniętą, do tej pory dłoń. Nie bardzo wiedziałam o co chodzi i naprawdę chciałam się dowiedzieć. Tata stał przy lodówce szukając czegoś, więc wzięłam go na bok.
-Kto to?- spytałam na tyle cicho, aby ta cała Julie czy jak jej tam nie słyszała.
-Lisa? Co Ty tu robisz?- spytał zaskoczony.
-Mieszkam tu dla twojej informacji... Kto to?- spytałam ponownie.
-Nie przedstawiła ci się?- spytał bardziej sam siebie niż mnie.
-Przedstawiła... -rzuciłam.
-Przy kolacji wszystko Ci wytłumaczę- powiedział
-Ok- mruknęłam i pobiegłam na górę, by się przebrać.
Ubrałam się w jeden z tych wygodniejszych stroi, a potem poszłam się przejść. Ciągle myślałam kim jest ta baba włócząca się po moim domu... W końcu powinnam chyba wiedzieć.
Ruszyłam w stronę James Street, gdzie mieszkała Amy. Do Meg miałam trochę dalej i jakoś nie chciało mi się iść taki kawałek drogi samej.
Po chwili byłam w domy Amandy i gadałyśmy o wszystkim i o niczym. Bardzo się cieszyła, że wyszłam ze szpitala, bo jakoś pusto było beze mnie na lekcjach . Chyba brakowało jej tych moich odzywek do nauczycieli oraz moich ciągłych schadzek w ciągu lekcji do dyrektora, który jakoś bardzo przypadł mi do gustu, bo prawie na każdej lekcji do niego łaziłam.
-Idziemy do Meg?- spytała w pewnym momencie.
-Jasne- rzuciłam i poszłyśmy do blondynki.
Drzwi otworzyła nam mama Meg i powiedziała, że możemy iść do niej na górę, ale mamy trochę uważać. Zupełnie nie wiedziałam o co jej wtedy chodziło z tym 'uważajcie' . Po chwili okazało się o co biegało...
Ale coś tu było nie tak... Mimo, że tata od czasu rozwodu z nikim się nie związał, to było teraz czuć tu kobiecą rękę. Poszłam do mojego pokoju na górę. Tu na całe szczęście nic nie było ruszane. Siadłam na łóżku, po drodze rzucając torbę w kąt.
Wypadałoby zadzwonić do Amy i Meg, żeby powiedzieć, że już wróciłam do domu- pomyślałam.
Napisałam szybko sms-a do dziewczyn, a potem zaczęłam analizować, to co się stało kilka minut wcześniej.
Greg mnie pocałował...ON MNIE POCAŁOWAŁ! TO JEST MÓJ PRZYJACIEL!!!- myślałam i głośno westchnęłam.
Włączyłam moją ulubioną płytę i ciągle myślałam o tym wszystkim. To było jakieś takie... dziwne? Chyba za intensywnie myślałam nad tym, bo potem usnęłam. Obudził mnie dźwięk krzątania kogoś w kuchni. Wstałam z łóżka i bezszelestnie zeszłam na dół.
-Tato?- spytałam i poszłam w stronę kuchni. To co zastałam prawie ścięło mnie z nóg. Jakaś obca baba łaziła mi po domu!
-Co pani tu robi?- spytałam głupio.
-Cześć jestem Julia- powiedziała przerywając krojenie marchewki i podając mi rękę, przy tym się uśmiechając.
-Że co proszę?- spytałam, nie podając kobiecie ręki na powitanie.
-Twój ojciec Ci chyba powinien wyjaśnić...- powiedziała i wróciła do swojej roboty, chowając wyciągniętą, do tej pory dłoń. Nie bardzo wiedziałam o co chodzi i naprawdę chciałam się dowiedzieć. Tata stał przy lodówce szukając czegoś, więc wzięłam go na bok.
-Kto to?- spytałam na tyle cicho, aby ta cała Julie czy jak jej tam nie słyszała.
-Lisa? Co Ty tu robisz?- spytał zaskoczony.
-Mieszkam tu dla twojej informacji... Kto to?- spytałam ponownie.
-Nie przedstawiła ci się?- spytał bardziej sam siebie niż mnie.
-Przedstawiła... -rzuciłam.
-Przy kolacji wszystko Ci wytłumaczę- powiedział
-Ok- mruknęłam i pobiegłam na górę, by się przebrać.
Ubrałam się w jeden z tych wygodniejszych stroi, a potem poszłam się przejść. Ciągle myślałam kim jest ta baba włócząca się po moim domu... W końcu powinnam chyba wiedzieć.
Ruszyłam w stronę James Street, gdzie mieszkała Amy. Do Meg miałam trochę dalej i jakoś nie chciało mi się iść taki kawałek drogi samej.
Po chwili byłam w domy Amandy i gadałyśmy o wszystkim i o niczym. Bardzo się cieszyła, że wyszłam ze szpitala, bo jakoś pusto było beze mnie na lekcjach . Chyba brakowało jej tych moich odzywek do nauczycieli oraz moich ciągłych schadzek w ciągu lekcji do dyrektora, który jakoś bardzo przypadł mi do gustu, bo prawie na każdej lekcji do niego łaziłam.
-Idziemy do Meg?- spytała w pewnym momencie.
-Jasne- rzuciłam i poszłyśmy do blondynki.
Drzwi otworzyła nam mama Meg i powiedziała, że możemy iść do niej na górę, ale mamy trochę uważać. Zupełnie nie wiedziałam o co jej wtedy chodziło z tym 'uważajcie' . Po chwili okazało się o co biegało...
poniedziałek, 15 kwietnia 2013
Rozdział VI ♥
-Greg! No ruszaj się! Wiesz, że za 2 godziny wylatuję!- krzyknęłam do niego, wychodząc z klubu. Skłamałam byle ruszył się, bo aż nie dobrze mi było jak patrzałam na tych wszystkich ludzi. Albo dziwki albo sieroty, które nawet nie wiedzą gdzie jest bar, a stoją obok niego, albo najebani w trzy dupy debile. Żenada.
-Idę... Na razie Sally!- rzucił w głąb- Idę! Czekaj Lisa!- powiedział. Zatrzymałam się na środku ulicy i poczekałam na przyjaciela. On coś krzyknął, ale nie zdążyłam zareagować. Poczułam silny ból, a potem już nic...
Szczerze? Dużo nie pamiętam. Pamiętam tylko to, że jak się obudziłam to wokół mnie skakali lekarze i rodzina. Przyjechał nawet Peter, ale tylko na chwilę, bo mama sama leżała w szpitalu. Później od taty dowiedziałam się, o tym wypadku i całej reszcie. Greg ciągle czuł się winny temu, ale tak prawdę mówiąc sama sobie byłam winna, bo mogłam uważać. Trudno. Wiem, że zapadłam w śpiączkę. Nie trwało to długo- chyba 3 czy 4 dni.
* dwa miesiące później *
-Cieszę się, że stąd wychodzę - powiedziałam zaciągając się świeżym powietrzem, pierwszy raz od pewnego czasu.
-Ja też się cieszę. Ciągle mi głupio... No bo w sumie to przeze mnie tu leżałaś- odparł Greg.
-Skończ już, okey?- rzuciłam, bo aż wkurzało mnie to, że Greg ciągle chciał brać odpowiedzialność za to co się stało te 2 miesiące wcześniej.
-Dobrze... Skoro sobie tego życzysz...- powiedział i jednocześnie parsknęliśmy śmiechem.
-Szkoda, że straciłam tyle czasu tutaj- rzuciłam wsiadając do auta przyjaciela.
-Nadrobisz to- odparł z uśmiechem.
Po kilku minutach jazdy byliśmy pod moim domem. Wyszłam na zewnątrz, a Greg za mną. Odprowadził mnie pod same drzwi, co było bardzo miłym gestem z jego strony.
-Uciekam- powiedział i podał mi torbę.
-Jasne- odparłam i już chciałam wejść do środka, ale on złapał mnie mocno za ramię.
-Auu... To boli- powiedziałam z wyrzutem, ale on tylko zamknął moje usta pocałunkiem.
-Do zobaczenia- rzucił, gdy już oderwaliśmy się od siebie, i poszedł w stronę swojego samochodu. W sumie było całkiem przyjemnie... Weszłam do środka i ciężko oparłam się o drzwi. Musiałam przemyśleć sobie tą całą sytuację...
-Idę... Na razie Sally!- rzucił w głąb- Idę! Czekaj Lisa!- powiedział. Zatrzymałam się na środku ulicy i poczekałam na przyjaciela. On coś krzyknął, ale nie zdążyłam zareagować. Poczułam silny ból, a potem już nic...
Szczerze? Dużo nie pamiętam. Pamiętam tylko to, że jak się obudziłam to wokół mnie skakali lekarze i rodzina. Przyjechał nawet Peter, ale tylko na chwilę, bo mama sama leżała w szpitalu. Później od taty dowiedziałam się, o tym wypadku i całej reszcie. Greg ciągle czuł się winny temu, ale tak prawdę mówiąc sama sobie byłam winna, bo mogłam uważać. Trudno. Wiem, że zapadłam w śpiączkę. Nie trwało to długo- chyba 3 czy 4 dni.
* dwa miesiące później *
-Cieszę się, że stąd wychodzę - powiedziałam zaciągając się świeżym powietrzem, pierwszy raz od pewnego czasu.
-Ja też się cieszę. Ciągle mi głupio... No bo w sumie to przeze mnie tu leżałaś- odparł Greg.
-Skończ już, okey?- rzuciłam, bo aż wkurzało mnie to, że Greg ciągle chciał brać odpowiedzialność za to co się stało te 2 miesiące wcześniej.
-Dobrze... Skoro sobie tego życzysz...- powiedział i jednocześnie parsknęliśmy śmiechem.
-Szkoda, że straciłam tyle czasu tutaj- rzuciłam wsiadając do auta przyjaciela.
-Nadrobisz to- odparł z uśmiechem.
Po kilku minutach jazdy byliśmy pod moim domem. Wyszłam na zewnątrz, a Greg za mną. Odprowadził mnie pod same drzwi, co było bardzo miłym gestem z jego strony.
-Uciekam- powiedział i podał mi torbę.
-Jasne- odparłam i już chciałam wejść do środka, ale on złapał mnie mocno za ramię.
-Auu... To boli- powiedziałam z wyrzutem, ale on tylko zamknął moje usta pocałunkiem.
-Do zobaczenia- rzucił, gdy już oderwaliśmy się od siebie, i poszedł w stronę swojego samochodu. W sumie było całkiem przyjemnie... Weszłam do środka i ciężko oparłam się o drzwi. Musiałam przemyśleć sobie tą całą sytuację...
wtorek, 9 kwietnia 2013
Rozdział V ♥
-Halo?
-Cześć Lisa. Tu Peter. Słuchaj. Twoja mama jest w szpitalu- powiedział nowy facet mojej matki.
-Hej- rzuciłam od niechcenia, jednak po chwili dotarło do mnie co powiedział Peter- Czemu mama jest w szpitalu?! Świetnie się nią opiekujesz!- darłam się do słuchawki.
-Ale Lisa... Twoja mama jest w ciąży- powiedział, gdy w końcu skończyły mi się określenia na niego.
-Jaja sobie teraz robisz? Nie masz innych rzeczy do roboty niż żarty stroić?- mówiłam.
-Nie... Mówię poważnie.
-Jak chcesz dzieci sobie robić to sobie rób z kimkolwiek innym, ale nie z moją mamą.
-Lisa weź przestań- przerwał mi.
-Czemu mama leży w szpitalu?- spytałam.
-Nie wiedziałaś?
-Ale że co? Że mama jest w ciąży czy że jej chłopak to palant?
-Mogłabyś się opanować? Twoja mama ma problemy z ciążą.
-Jakie problemy? O czym ty mówisz?- pytałam.
-To 5 miesiąc i coś tam poszło nie tak...
-Ja jebie...- rzuciłam i odłożyłam słuchawkę.
Zbiegłam po schodach i zaczęłam ubierać buty w korytarzu.
-Gdzie idziesz?- spytał mój tata widząc mnie.
-Do Meg albo Amy- rzuciłam.
-Coś się stało?
-Mama jest w ciąży- powiedziałam i wyszłam z domu zostawiając ojca w osłupieniu.
Poszłam do parku, bo zwykle tam siedziały, Amy i Meg, moje przyjaciółki... Nie wiem czy to dobre określenie 'przyjaciółki', w każdym bądź razie niech tak zostanie. Przegadałam z nimi ponad pół dnia i czuję się z tą myślą trochę lepiej, jednak ciągle nie rozumiem dlaczego dowiaduję się ostatnia.
Gdy wróciłam do domu zobaczyłam tatę pakującego walizkę.
-Co ty robisz? - spytałam
-Pakuj się, jedziemy do matki.
-Chory jesteś? Mam zaliczenia! Jeśli chcę zdać do następnej klasy muszę się uczyć. Sam kazałeś chodzić mi do tej szkoły! To tak po pierwsze. A po drugie: nie mam zamiaru tam jechać! NIE MAM I JUŻ! - krzyknęłam i pobiegłam na górę. Głupie dziecko i tyle z nim roboty. Chodź pojedziemy do mamusi zobaczyć jak się czuje ... ble, ble, ble... Nie miałam zamiaru gdziekolwiek jechać.
Gdy myślałam o nich wszystkich, aż mi się zbierało na wymioty. Chwyciłam telefon i wykręciłam numer Grega.
-Przyjdź do mnie.
-Coś się stało?
-Nie pytaj, tylko przyjdź do mnie.
-Zaraz będę.
Przebrałam się w rozkloszowaną czarną spódnicę i koralową koszulę. Musiałam się stąd wyrwać i to już. Greg jak zwykle wszedł po drzewie i wlazł mi na balkon.
-Cześć. Jesteś mi potrzebny.
-Co jest?
-Muszę się rozerwać. Mama jest w ciąży.
-Żartujesz?
-Czy ja wyglądam jakbym żartowała?
-Chodź, pójdziemy..
-Ha-ha-ha - przerwałam mu akcentując każdą sylabę- Już będę skakać po drzewie w spódnicy. Zejdę dołem i coś wymyślę. Czekaj na mnie przed domem.
Zeszłam cicho na dół mając nadzieję, że ojciec się nie zorientuje. Ale niestety zorientował się.
-Znowu gdzieś idziesz?- spytał.
-Co w tym dziwnego?
-Zostajesz w domu- powiedział stanowczo.
-Jak chcesz jechać do mamy, to chyba musisz mieć jakiś prezent, co nie?- skłamałam na poczekaniu, bo nie kwapiło mi się latanie po sklepach w poszukiwaniu jakiegoś gówna dla niej i tego bobasa.
-To leć- rzucił i wrócił do salonu. Wzięłam moje buty na szpilce i wyszłam z domu zamykając drzwi.
-Nie zorientował się?- spytał chłopak stojąc przy skrzynce na listy.
-Nie- rzuciłam i ruszyłam z nim w stronę klubu.
-Cześć Lisa. Tu Peter. Słuchaj. Twoja mama jest w szpitalu- powiedział nowy facet mojej matki.
-Hej- rzuciłam od niechcenia, jednak po chwili dotarło do mnie co powiedział Peter- Czemu mama jest w szpitalu?! Świetnie się nią opiekujesz!- darłam się do słuchawki.
-Ale Lisa... Twoja mama jest w ciąży- powiedział, gdy w końcu skończyły mi się określenia na niego.
-Jaja sobie teraz robisz? Nie masz innych rzeczy do roboty niż żarty stroić?- mówiłam.
-Nie... Mówię poważnie.
-Jak chcesz dzieci sobie robić to sobie rób z kimkolwiek innym, ale nie z moją mamą.
-Lisa weź przestań- przerwał mi.
-Czemu mama leży w szpitalu?- spytałam.
-Nie wiedziałaś?
-Ale że co? Że mama jest w ciąży czy że jej chłopak to palant?
-Mogłabyś się opanować? Twoja mama ma problemy z ciążą.
-Jakie problemy? O czym ty mówisz?- pytałam.
-To 5 miesiąc i coś tam poszło nie tak...
-Ja jebie...- rzuciłam i odłożyłam słuchawkę.
Zbiegłam po schodach i zaczęłam ubierać buty w korytarzu.
-Gdzie idziesz?- spytał mój tata widząc mnie.
-Do Meg albo Amy- rzuciłam.
-Coś się stało?
-Mama jest w ciąży- powiedziałam i wyszłam z domu zostawiając ojca w osłupieniu.
Poszłam do parku, bo zwykle tam siedziały, Amy i Meg, moje przyjaciółki... Nie wiem czy to dobre określenie 'przyjaciółki', w każdym bądź razie niech tak zostanie. Przegadałam z nimi ponad pół dnia i czuję się z tą myślą trochę lepiej, jednak ciągle nie rozumiem dlaczego dowiaduję się ostatnia.
Gdy wróciłam do domu zobaczyłam tatę pakującego walizkę.
-Co ty robisz? - spytałam
-Pakuj się, jedziemy do matki.
-Chory jesteś? Mam zaliczenia! Jeśli chcę zdać do następnej klasy muszę się uczyć. Sam kazałeś chodzić mi do tej szkoły! To tak po pierwsze. A po drugie: nie mam zamiaru tam jechać! NIE MAM I JUŻ! - krzyknęłam i pobiegłam na górę. Głupie dziecko i tyle z nim roboty. Chodź pojedziemy do mamusi zobaczyć jak się czuje ... ble, ble, ble... Nie miałam zamiaru gdziekolwiek jechać.
Gdy myślałam o nich wszystkich, aż mi się zbierało na wymioty. Chwyciłam telefon i wykręciłam numer Grega.
-Przyjdź do mnie.
-Coś się stało?
-Nie pytaj, tylko przyjdź do mnie.
-Zaraz będę.
Przebrałam się w rozkloszowaną czarną spódnicę i koralową koszulę. Musiałam się stąd wyrwać i to już. Greg jak zwykle wszedł po drzewie i wlazł mi na balkon.
-Cześć. Jesteś mi potrzebny.
-Co jest?
-Muszę się rozerwać. Mama jest w ciąży.
-Żartujesz?
-Czy ja wyglądam jakbym żartowała?
-Chodź, pójdziemy..
-Ha-ha-ha - przerwałam mu akcentując każdą sylabę- Już będę skakać po drzewie w spódnicy. Zejdę dołem i coś wymyślę. Czekaj na mnie przed domem.
Zeszłam cicho na dół mając nadzieję, że ojciec się nie zorientuje. Ale niestety zorientował się.
-Znowu gdzieś idziesz?- spytał.
-Co w tym dziwnego?
-Zostajesz w domu- powiedział stanowczo.
-Jak chcesz jechać do mamy, to chyba musisz mieć jakiś prezent, co nie?- skłamałam na poczekaniu, bo nie kwapiło mi się latanie po sklepach w poszukiwaniu jakiegoś gówna dla niej i tego bobasa.
-To leć- rzucił i wrócił do salonu. Wzięłam moje buty na szpilce i wyszłam z domu zamykając drzwi.
-Nie zorientował się?- spytał chłopak stojąc przy skrzynce na listy.
-Nie- rzuciłam i ruszyłam z nim w stronę klubu.
poniedziałek, 8 kwietnia 2013
Rozdział IV ♥
Wychodząc ze szkoły wpadłam na kogoś. Uniosłam głowę i moim oczom ukazał się ten wyrzutek społeczny- Kyle.
-Uważaj jak chodzisz.
-Bo co? Weź się ze mną umów i po sprawie.
-A weź spierdalaj- rzuciłam i zacisnęłam dłoń w pięść.
-Panienka jest ostra.
-No i co?
-Lubie takie... - powiedział i oblizał wargi.
-Gnojek- rzuciłam i w ostatniej chwili opanowałam emocje. Chciałam wyjść na zewnątrz, ale sukinsyn dość dobrze blokował mi przejście. Przez chwilę mocowałam się z nim, a potem przyszedł jakiś starszy chłopak i powiedział, że ma spadać, bo mu mordę obije. Kyle odszedł, a ja stałam w korytarzu jak słup soli.
-Dzięki- rzuciłam do niego.
-Nie ma za co. Jesteś nowa? Jak się nazywasz?
-Lisa- wykrztusiłam.
-Robbie.
-Cześć- powiedziała Meg - Widzę, że poznałaś już mojego brata- dodała.
Uśmiechnęłam się, bo facet podobał mi się, ale nie chciałam tego okazywać.
-To Sue, jego dziewczyna- rzuciła po chwili, i w tym samym momencie wyłoniła się postać ślicznej dziewczyny. Poznałam się z nimi, a potem chciałam iść do domu, ale nagle z głośników zabrzmiał komunikat 'Lisa Hall proszona jest do gabinetu dyrektora...' i tak jeszcze z kilka razy.
-No cóż... Musze iść. Narazie- powiedziałam i poszłam do tego pieprzonego gabinetu.
-Panna Hall, ma się rozumieć?- spytał dyrektor.
-Tak. Tylko ciągle nie wiem czemu tu jestem- rzuciłam arogancko.
-Bójka w szkole- odparł gładko.
-To nie moja wina. To zaczął mnie prowokować. A poza tym to nie była bójka- powiedziałam na swoją obronę.
-To twój pierwszy dzień w szkole i pierwsze wykroczenie, więc zostajesz dzisiaj w kozie za karę- przekrzyczał mnie
-Uważaj, bo zostanę po lekcjach- krzyknęłam wychodząc i trzaskając drzwiami.
Ruszyłam w stronę domu, mając nadzieję, że ten dzień już się skończy. Ale niestety... Po drodze ktoś na mnie wpadł i wylał na mnie swoją kawę, potem była kontrola 'bilecików', a ja oczywiście zapomniałam kupić i w efekcie, muszę zapłacić mandat. Na następny dzień musiałam zostać dwie godziny w kozie, bo wczoraj to opierdzieliłam.
Kilka dni po tych całych incydentach, poszłam na miasto zobaczyć jak tu jest. Umówiłam się z Amy i Meg do centrum handlowego. Bez problemu znalazłam pasaż, gdyż był bardzo duży i stał niedaleko mojego domu. Chciałam iść w stronę Starbucksa, w którym byłyśmy umówione. Ruszyłam prosto i rozglądałam się w poszukiwaniu miejsca naszego spotkania. Nie zajęło mi to dużo czasu, i po chwili siedziałam przy stoliku z dziewczynami.
-Idziemy po coś do picia. Wziąć ci coś?- spytała Meg.
-Średnie latte- odparłam. Wyciągnęłam z plecaka słuchawki.
Pewnie trochę im zejdzie na stanie w tej kolejce- pomyślałam.
Założyłam słuchawki i włączyłam piosenkę. Po chwili zabrzmiały ukochane dźwięki. Cichutko nuciłam pod nosem. W między czasie obserwowałam różnych chłopaków, którzy przechadzali się wśród wolnych i pół-zajętych stolików. Była pora obiadowa, a Starbucks stał obok wszystkich innych restauracji i barów z fast-foodem. Tłok niesamowity, ale nadażyła się dobra okazja do pogapienia się na ludzi. Wypatrzyłam grupkę skejtów, którzy byli akurat moim typie. Gapiłam się na nich jak ciele na malowane wrota, i wśród nich wypatrzyłam Grega! GREGA! Co on tam robił? A obok niego Robbie ze Sue- swoją dziewczyną. Gapiłabym się na nich, jeszcze długo długo, gdyby nie to, że przyszły dziewczyny z kawami.
-Co się tak gapisz tam? - spytała jak zwykle na luzie Amy.
-Spójrzcie kto tam stoi.
-Ojej! Zawołam ich!- rzuciła szybko Meg i pobiegła do nich.
-Ona tak zawsze?- spytałam.
-Mhm- mruknęła Amy i napiła się swojej kawy.
Chłopcy i Sue dołączyli do nas po chwili, a za nimi przyszła ich paczka. Poznałam wszystkich i w ten sposób zyskałam kilkoro nowych znajomych.
Cały dzień spędziłam na zakupach z dziewczynami, a potem poszłam z Gregiem na jakąś imprezę. Oczywiście, i tym razem wylądowałam w nie swoim łóżku, ale na szczęście byłam w nim sama. Na pewno byłam w domu Grega, bo gdy się obudziłam mój przyjaciel wołał mnie na coś do jedzenia.
Wzięłam szybką kąpiel i ubrałam się w wczorajsze ubrania. Dobrze, że poznałam już trochę dom Grega, bo pewnie bym się potraciła w nim. Zeszłam po schodach na dół i zjadłam przygotowane przez mamę mojego znajomego, późne śniadanie. Później poszłam do domu i nudziłam się w nim jak zwykle. I tak przez kilka następnych dni. Przełom nastąpił dopiero w środę, gdy zadzwonił do mnie telefon z nieznanego numeru...
-Uważaj jak chodzisz.
-Bo co? Weź się ze mną umów i po sprawie.
-A weź spierdalaj- rzuciłam i zacisnęłam dłoń w pięść.
-Panienka jest ostra.
-No i co?
-Lubie takie... - powiedział i oblizał wargi.
-Gnojek- rzuciłam i w ostatniej chwili opanowałam emocje. Chciałam wyjść na zewnątrz, ale sukinsyn dość dobrze blokował mi przejście. Przez chwilę mocowałam się z nim, a potem przyszedł jakiś starszy chłopak i powiedział, że ma spadać, bo mu mordę obije. Kyle odszedł, a ja stałam w korytarzu jak słup soli.
-Dzięki- rzuciłam do niego.
-Nie ma za co. Jesteś nowa? Jak się nazywasz?
-Lisa- wykrztusiłam.
-Robbie.
-Cześć- powiedziała Meg - Widzę, że poznałaś już mojego brata- dodała.
Uśmiechnęłam się, bo facet podobał mi się, ale nie chciałam tego okazywać.
-To Sue, jego dziewczyna- rzuciła po chwili, i w tym samym momencie wyłoniła się postać ślicznej dziewczyny. Poznałam się z nimi, a potem chciałam iść do domu, ale nagle z głośników zabrzmiał komunikat 'Lisa Hall proszona jest do gabinetu dyrektora...' i tak jeszcze z kilka razy.
-No cóż... Musze iść. Narazie- powiedziałam i poszłam do tego pieprzonego gabinetu.
-Panna Hall, ma się rozumieć?- spytał dyrektor.
-Tak. Tylko ciągle nie wiem czemu tu jestem- rzuciłam arogancko.
-Bójka w szkole- odparł gładko.
-To nie moja wina. To zaczął mnie prowokować. A poza tym to nie była bójka- powiedziałam na swoją obronę.
-To twój pierwszy dzień w szkole i pierwsze wykroczenie, więc zostajesz dzisiaj w kozie za karę- przekrzyczał mnie
-Uważaj, bo zostanę po lekcjach- krzyknęłam wychodząc i trzaskając drzwiami.
Ruszyłam w stronę domu, mając nadzieję, że ten dzień już się skończy. Ale niestety... Po drodze ktoś na mnie wpadł i wylał na mnie swoją kawę, potem była kontrola 'bilecików', a ja oczywiście zapomniałam kupić i w efekcie, muszę zapłacić mandat. Na następny dzień musiałam zostać dwie godziny w kozie, bo wczoraj to opierdzieliłam.
Kilka dni po tych całych incydentach, poszłam na miasto zobaczyć jak tu jest. Umówiłam się z Amy i Meg do centrum handlowego. Bez problemu znalazłam pasaż, gdyż był bardzo duży i stał niedaleko mojego domu. Chciałam iść w stronę Starbucksa, w którym byłyśmy umówione. Ruszyłam prosto i rozglądałam się w poszukiwaniu miejsca naszego spotkania. Nie zajęło mi to dużo czasu, i po chwili siedziałam przy stoliku z dziewczynami.
-Idziemy po coś do picia. Wziąć ci coś?- spytała Meg.
-Średnie latte- odparłam. Wyciągnęłam z plecaka słuchawki.
Pewnie trochę im zejdzie na stanie w tej kolejce- pomyślałam.
Założyłam słuchawki i włączyłam piosenkę. Po chwili zabrzmiały ukochane dźwięki. Cichutko nuciłam pod nosem. W między czasie obserwowałam różnych chłopaków, którzy przechadzali się wśród wolnych i pół-zajętych stolików. Była pora obiadowa, a Starbucks stał obok wszystkich innych restauracji i barów z fast-foodem. Tłok niesamowity, ale nadażyła się dobra okazja do pogapienia się na ludzi. Wypatrzyłam grupkę skejtów, którzy byli akurat moim typie. Gapiłam się na nich jak ciele na malowane wrota, i wśród nich wypatrzyłam Grega! GREGA! Co on tam robił? A obok niego Robbie ze Sue- swoją dziewczyną. Gapiłabym się na nich, jeszcze długo długo, gdyby nie to, że przyszły dziewczyny z kawami.
-Co się tak gapisz tam? - spytała jak zwykle na luzie Amy.
-Spójrzcie kto tam stoi.
-Ojej! Zawołam ich!- rzuciła szybko Meg i pobiegła do nich.
-Ona tak zawsze?- spytałam.
-Mhm- mruknęła Amy i napiła się swojej kawy.
Chłopcy i Sue dołączyli do nas po chwili, a za nimi przyszła ich paczka. Poznałam wszystkich i w ten sposób zyskałam kilkoro nowych znajomych.
Cały dzień spędziłam na zakupach z dziewczynami, a potem poszłam z Gregiem na jakąś imprezę. Oczywiście, i tym razem wylądowałam w nie swoim łóżku, ale na szczęście byłam w nim sama. Na pewno byłam w domu Grega, bo gdy się obudziłam mój przyjaciel wołał mnie na coś do jedzenia.
Wzięłam szybką kąpiel i ubrałam się w wczorajsze ubrania. Dobrze, że poznałam już trochę dom Grega, bo pewnie bym się potraciła w nim. Zeszłam po schodach na dół i zjadłam przygotowane przez mamę mojego znajomego, późne śniadanie. Później poszłam do domu i nudziłam się w nim jak zwykle. I tak przez kilka następnych dni. Przełom nastąpił dopiero w środę, gdy zadzwonił do mnie telefon z nieznanego numeru...
sobota, 6 kwietnia 2013
Rozdział III ♥
Gdy wstałam była 6.40. Dobrze, że nastawiłam budzik, bo pewnie bym wcale nie wstała. Ubrałam dzień wcześniej naszykowany komplecik, a potem poszłam ułożyć włosy do jako takiego składu. Pomalowałam dość grubą linię eyelinerem, rzęsy lekko wytuszowałam.
Chwyciłam mój nowy plecak i zeszłam na dół. Zjadłam płatki na śniadanie, a potem poszłam na przystanek autobusowy. W sumie nie zależało mi na szkole, ale chciałam trochę się rozejrzeć.
Wsiadłam do autobusu i po 10 minutach stałam pod dość okazałą szkołą. Zatrzymałam się na chwilę i zmierzyłam ją wzrokiem. Nie było źle. Pewnym krokiem weszłam do środka. Wyciągnęłam z plecaka zmiętą kartkę papieru, na której widniał plan lekcji. Ruszyłam pod wyznaczoną salą. Poczekałam na dzwonek oraz, aż wszyscy wejdą do klasy. Po 5 minutach od dzwonka, odważnym krokiem wkroczyłam do sali.
-Aaa... panna Hall- powiedziała babka siedząca przy biurku.
-Tak.
-Proszę zająć miejsce tam obok Megan- odparła i wskazała mi miejsce koło dziewczyny w szarej bluzie i blond włosach.
-Hej- rzuciła.
-Cześć- odparłam i wyjęłam książki z plecaka.
-Megan. Możesz mówić Meg.
-Lisa.
-Kiedy przeprowadziłaś się tu?
-Kilka dni temu.
-Ej... nowa. Umówisz się?- spytał ktoś z tyłu. Odwróciłam głowę i zobaczyłam, że to jakiś brunet z idiotycznym uśmiechem na mordzie.
-Kto to?- spytałam Megan.
-Kyle- rzuciła dziewczyna siedząca przed nami, brunetka, której mogłam pozazdrościć urody.
-Gnojek- syknęłam.
-Amanda jestem.
-Lisa- odparłam.
Odwróciłam się do tego całego Kyla i pokazałam mu środkowy palec. Jego koledzy zaczęli mówić coś w stylu 'uuuu! ostra jest, Kyle olała' i się śmiali.
Gdy zadzwonił dzwonek wyszłam z klasy jako pierwsza. Poczłapałam do mojej szafki, którą o dziwo znalazłam. Wrzuciłam niepotrzebne książki i poszłam w stronę sali matematycznej.
-Lisa! - powiedział ktoś za moimi plecami. Jak się okazało do Meg.
-Tak?- spytałam.
-Co tak uciekasz nowa? Wyluzuj. Idziesz z nami na lekcje?- wtrąciła Amanda.
-Mam imię to po pierwsze, a po drugie nie znam się jeszcze na szkole, więc raczej nie mam wyboru - rzuciłam i poszłam razem z nimi.
Chwyciłam mój nowy plecak i zeszłam na dół. Zjadłam płatki na śniadanie, a potem poszłam na przystanek autobusowy. W sumie nie zależało mi na szkole, ale chciałam trochę się rozejrzeć.
Wsiadłam do autobusu i po 10 minutach stałam pod dość okazałą szkołą. Zatrzymałam się na chwilę i zmierzyłam ją wzrokiem. Nie było źle. Pewnym krokiem weszłam do środka. Wyciągnęłam z plecaka zmiętą kartkę papieru, na której widniał plan lekcji. Ruszyłam pod wyznaczoną salą. Poczekałam na dzwonek oraz, aż wszyscy wejdą do klasy. Po 5 minutach od dzwonka, odważnym krokiem wkroczyłam do sali.
-Aaa... panna Hall- powiedziała babka siedząca przy biurku.
-Tak.
-Proszę zająć miejsce tam obok Megan- odparła i wskazała mi miejsce koło dziewczyny w szarej bluzie i blond włosach.
-Hej- rzuciła.
-Cześć- odparłam i wyjęłam książki z plecaka.
-Megan. Możesz mówić Meg.
-Lisa.
-Kiedy przeprowadziłaś się tu?
-Kilka dni temu.
-Ej... nowa. Umówisz się?- spytał ktoś z tyłu. Odwróciłam głowę i zobaczyłam, że to jakiś brunet z idiotycznym uśmiechem na mordzie.
-Kto to?- spytałam Megan.
-Kyle- rzuciła dziewczyna siedząca przed nami, brunetka, której mogłam pozazdrościć urody.
-Gnojek- syknęłam.
-Amanda jestem.
-Lisa- odparłam.
Odwróciłam się do tego całego Kyla i pokazałam mu środkowy palec. Jego koledzy zaczęli mówić coś w stylu 'uuuu! ostra jest, Kyle olała' i się śmiali.
Gdy zadzwonił dzwonek wyszłam z klasy jako pierwsza. Poczłapałam do mojej szafki, którą o dziwo znalazłam. Wrzuciłam niepotrzebne książki i poszłam w stronę sali matematycznej.
-Lisa! - powiedział ktoś za moimi plecami. Jak się okazało do Meg.
-Tak?- spytałam.
-Co tak uciekasz nowa? Wyluzuj. Idziesz z nami na lekcje?- wtrąciła Amanda.
-Mam imię to po pierwsze, a po drugie nie znam się jeszcze na szkole, więc raczej nie mam wyboru - rzuciłam i poszłam razem z nimi.
piątek, 5 kwietnia 2013
Rozdział II ♥
Po drodze opowiadaliśmy co się zmieniło w naszym życiu, śmiejąc się wspominając lata, gdy byliśmy najlepszymi przyjaciółmi.
-Twoi rodzice się rozwodzą?- spytał zdziwiony.
-Tak, ale nie obchodzi mnie to jakoś specjalnie.
Później pochodziliśmy trochę po mieście i poszliśmy na imprezę.
Prawie nic z niej pamiętam, bo zwykle nie gardzę kieliszkiem wódki albo i 15.
Rano obudziłam się w nie swoim domu, na dodatek leżąc w łóżku, które na pewno nie było moje. Obok szafy stał jakiś facet, co jeszcze bardziej pogarszało tą sytuację... Popatrzyłam na niego i uświadomiłam sobie, że to był Greg.
-Greg!- krzyknęłam.
-Oo... hej. Fajnie, że się obudziłaś. Co się tak drzesz?- spytał stojąc nade mną.
-Co ja tu robię?
-Byliśmy pijani... I później jakoś tak wyszło... Przepraszam.
-No trudno- mruknęłam.
-A wiesz co ci powiem? Dobra jesteś w te klocki- powiedział po chwili ciszy, a ja uśmiechnęłam się.
-Pójdę zrobić kawy.
-I fajnie- odparłam i nakryłam pierzyną głowę. Do domu wróciłam gdzieś po 12, bo i tak nie było spieszno.
-Hej tato!- powiedziałam wchodząc do środka.
-Lisa? Gdzieś ty była?!
-Nie twój interes- rzuciłam i pobiegłam na górę. Nie lubiłam tłumaczyć się nikomu. Tym bardziej ojcu.
Weszłam do mojego pokoju i siadłam na łóżku. Zrzuciłam ciuchy z siebie i poszłam się wykąpać. Wzięłam szybki prysznic i przebrałam się w czarne rurki i szarą bluzę. Chwyciłam laptopa i zaczęłam przeglądać parę stronek.
-Chciałabyś może zjeść ze mną?- spytał mój ojciec wchodząc do pokoju bez uprzedzenia.
-Może byś zapukał?
-Lisa nie chcę się z tobą kłócić. Proszę cię informuj mnie na przyszłość jak chcesz u kogoś spać. Umowa stoi?- powiedział łagodnie.
-No dobrze- mruknęłam.
-To co skusisz się na spaghetti?- rzucił uśmiechając się, bo był całkiem niezłym kucharzem.
-Jasne. Tato...
-Tak?
-Przepraszam za wszystko- wyszeptałam.
Mój tata jak to miał w zwyczaju, podszedł do mnie i mocno mnie przytulił.
-Ja też przepraszam- odpowiedział, a potem zeszliśmy zjeść przygotowany przez niego posiłek.
Gdy już zjadłam obiad, wróciłam do pokoju i wyszłam na balkon. Siadłam na krześle, które tam stało. Słońce lekko przygrzewało, a ja wprost nienawidziłam siedzieć bezczynnie. Zwłaszcza w taką uroczą pogodę. Ruszyłam swoje cztery litery i poszłam wyciągnąć nowe ubrania z szafy. Ubrałam granatowe rurki, koszulę w kratę i czarne trampki.
-Idę na spacer!- krzyknęłam i poszłam w stronę jakiejś uliczki. Ciągle nie znałam tego miejsca.
Była niedziela i w końcu każdy dzisiaj jeszcze przebywał na zewnątrz. Było ciepło. Trochę nawet za ciepło jak na maj. Zrobiłam rundkę wokół parku i kilku ulic, i wróciłam do domu.
-Tak szybko?- spytał zdziwiony ojciec.
-Miało mnie nie być cały dzień?- spytałam śmiejąc pod nosem. On tylko zaśmiał się pod nosem.
-Słuchaj Lisa... Jutro musisz iść do szkoły, wszystko zostało już załatwione, więc...
-Że co proszę?! Został miesiąc do wakacji, a ty mi każesz zapierdalać do jakiejś idiotycznej szkoły!- rzuciłam.
-Lisa, ale poznasz kogoś... Chcesz gnić cały miesiąc przed komputerem czy innym badziewiem?- spytał
-Muszę?- spytałam.
-Musisz. Masz- powiedział podając mi plecak- Wszystkie książki masz w środku. Plan lekcji też... Życzę miłej szkoły- dodał.
-Tato o której wychodzisz do pracy?- spytałam.
-Przed 7, więc musisz sobie poradzić beze mnie rano- uśmiechnął się i poszedł do salonu.
Wzięłam ten nieszczęsny plecak i poszłam na górę. Ważył chyba tonę! Rzuciłam go pod biurko i naszykowałam zestaw ubrań. Czas do godziny 23 zleciał szybko i umyłam się tylko, a potem poszłam spać.
-Twoi rodzice się rozwodzą?- spytał zdziwiony.
-Tak, ale nie obchodzi mnie to jakoś specjalnie.
Później pochodziliśmy trochę po mieście i poszliśmy na imprezę.
Prawie nic z niej pamiętam, bo zwykle nie gardzę kieliszkiem wódki albo i 15.
Rano obudziłam się w nie swoim domu, na dodatek leżąc w łóżku, które na pewno nie było moje. Obok szafy stał jakiś facet, co jeszcze bardziej pogarszało tą sytuację... Popatrzyłam na niego i uświadomiłam sobie, że to był Greg.
-Greg!- krzyknęłam.
-Oo... hej. Fajnie, że się obudziłaś. Co się tak drzesz?- spytał stojąc nade mną.
-Co ja tu robię?
-Byliśmy pijani... I później jakoś tak wyszło... Przepraszam.
-No trudno- mruknęłam.
-A wiesz co ci powiem? Dobra jesteś w te klocki- powiedział po chwili ciszy, a ja uśmiechnęłam się.
-Pójdę zrobić kawy.
-I fajnie- odparłam i nakryłam pierzyną głowę. Do domu wróciłam gdzieś po 12, bo i tak nie było spieszno.
-Hej tato!- powiedziałam wchodząc do środka.
-Lisa? Gdzieś ty była?!
-Nie twój interes- rzuciłam i pobiegłam na górę. Nie lubiłam tłumaczyć się nikomu. Tym bardziej ojcu.
Weszłam do mojego pokoju i siadłam na łóżku. Zrzuciłam ciuchy z siebie i poszłam się wykąpać. Wzięłam szybki prysznic i przebrałam się w czarne rurki i szarą bluzę. Chwyciłam laptopa i zaczęłam przeglądać parę stronek.
-Chciałabyś może zjeść ze mną?- spytał mój ojciec wchodząc do pokoju bez uprzedzenia.
-Może byś zapukał?
-Lisa nie chcę się z tobą kłócić. Proszę cię informuj mnie na przyszłość jak chcesz u kogoś spać. Umowa stoi?- powiedział łagodnie.
-No dobrze- mruknęłam.
-To co skusisz się na spaghetti?- rzucił uśmiechając się, bo był całkiem niezłym kucharzem.
-Jasne. Tato...
-Tak?
-Przepraszam za wszystko- wyszeptałam.
Mój tata jak to miał w zwyczaju, podszedł do mnie i mocno mnie przytulił.
-Ja też przepraszam- odpowiedział, a potem zeszliśmy zjeść przygotowany przez niego posiłek.
Gdy już zjadłam obiad, wróciłam do pokoju i wyszłam na balkon. Siadłam na krześle, które tam stało. Słońce lekko przygrzewało, a ja wprost nienawidziłam siedzieć bezczynnie. Zwłaszcza w taką uroczą pogodę. Ruszyłam swoje cztery litery i poszłam wyciągnąć nowe ubrania z szafy. Ubrałam granatowe rurki, koszulę w kratę i czarne trampki.
-Idę na spacer!- krzyknęłam i poszłam w stronę jakiejś uliczki. Ciągle nie znałam tego miejsca.
Była niedziela i w końcu każdy dzisiaj jeszcze przebywał na zewnątrz. Było ciepło. Trochę nawet za ciepło jak na maj. Zrobiłam rundkę wokół parku i kilku ulic, i wróciłam do domu.
-Tak szybko?- spytał zdziwiony ojciec.
-Miało mnie nie być cały dzień?- spytałam śmiejąc pod nosem. On tylko zaśmiał się pod nosem.
-Słuchaj Lisa... Jutro musisz iść do szkoły, wszystko zostało już załatwione, więc...
-Że co proszę?! Został miesiąc do wakacji, a ty mi każesz zapierdalać do jakiejś idiotycznej szkoły!- rzuciłam.
-Lisa, ale poznasz kogoś... Chcesz gnić cały miesiąc przed komputerem czy innym badziewiem?- spytał
-Muszę?- spytałam.
-Musisz. Masz- powiedział podając mi plecak- Wszystkie książki masz w środku. Plan lekcji też... Życzę miłej szkoły- dodał.
-Tato o której wychodzisz do pracy?- spytałam.
-Przed 7, więc musisz sobie poradzić beze mnie rano- uśmiechnął się i poszedł do salonu.
Wzięłam ten nieszczęsny plecak i poszłam na górę. Ważył chyba tonę! Rzuciłam go pod biurko i naszykowałam zestaw ubrań. Czas do godziny 23 zleciał szybko i umyłam się tylko, a potem poszłam spać.
poniedziałek, 25 marca 2013
Rozdział I ♥
-Prosimy zapiąć pasy... Zaraz będziemy lądować- usłyszałam z głośników na pokładzie samolotu.
Zrobiłam to co było trzeba i po chwili byliśmy na ziemii.
Nie chciałam tu przylatywać, ale musiałam. Powód? Rozwód moich rodziców. Mama znalazła sobie nowego faceta, którego wręcz nie cierpię, i między innymi dlatego tu przyjechałam.
Wzięłam plecak i mój telefon, i wyszłam na zewnątrz samolotu. Ruszyłam pewnym krokiem w stronę budynku lotniska. Słońce lekko grzało i byłam trochę zadowolona z tego powodu. Trochę...
Pchnęłam drzwi i weszłam do środka budynku. Wzięłam moją walizkę, która akurat przyjechała obok mnie na taśmie z walizkami. Ruszyłam w stronę terminala, na którym stał akurat mój tata czekając na mnie. Przywitałam się z nim i po kilku minutach siedziałam już w aucie, zmierzając w kierunku nowego domu.
-Jak minęła podróż? - spytał w pewnym momencie.
-Dobrze...Czemu pytasz? W końcu przypomniało ci się, że masz córkę? - odparłam niezadowolona.
-Lisa.. proszę cię. Dopiero przyjechałaś, a już chcesz się kłócić? - powiedział.
-Nie wiem... Może i chcę- mruknęłam i odwróciłam głowę w stronę szyby.
Nie wiem ile tam jechaliśmy, ale chyba nie tak strasznie długo jak mi się wydawało.
W końcu wysiedliśmy przed rządkiem małych domów na przedmieściach Oxfordu. No może domy nie był jakiś super małe, ale z pewnością były mniejsze od mojego poprzedniego domu, który poszedł na sprzedaż po rozwodzie moich rodziców.
Spojrzałam na mojego ojca, bo nie wiedziałam co mam zrobić. On westchnął ciężko i wyszedł z auta, wyciągając przy okazji moją walizkę. Wyszłam z auta za nim biorąc mój plecak.
-No to co? Witaj w nowym domu! - powiedział mój ojciec otwierając przede mną drzwi domu.
-Tsaa...-mruknęłam.
-Może cię oprowadzę co? - spytał.
-I tak nie mam nic innego do roboty- odparłam ściągając kurtkę.
Tata pokazał mi cały dom. Całkiem nieźle urządzony.
-Lisa chodź na górę. Pokażę Ci twój pokój. Możesz go sobie trochę podrasować jak chcesz- powiedział i pokazał ruchem głowy schody.
-Mam własny pokój? I mogę go sobie urządzić... Miło- mruknęłam zdziwiona, bo w życiu on nie chciał słyszeć o rewolucjach w moim dawnym pokoju.
-No to tadam! -krzyknął otwierając przede mną drzwi.
Wejrzałam nieśmiało do środka.
-Podoba ci się? -spytał ojciec
-Tak, i to baaardzo. Skąd wiedziałeś, że chciałam tak urządzić pokój?- spytałam, bo zawsze chciałam, by mój pokoik wyglądał właśnie tak.
-Mama wysłała mi mailem twoje szkice i tak jakoś...
-Dziękuję- powiedziałam i przytuliłam tatę.
-Cieszę się bardzo. Idę na dół jak coś- rzucił i poszedł zgodnie z obietnicą na dół.
Rzuciłam plecak w kąt i z uwagą obejrzałam całe pomieszczenie.
Białe biurko bokiem stojące do okna wyglądało świetnie. Dalej pod ścianą stało również białe łóżko z wielgaśną pierzyną i poduszkami we wzorki w kolorze różowym i khaki. Kilka małych szafek i koszyki... Parę ramek na ścianie. Większość z zdjęciami moich znajomych i idoli. Poszłam obejrzeć szafę. Taka jaka jaką chciałam. Z drzwiami składającymi się w 'harmonijkę'. Znalazłam nawet własną łazienkę i balkon z widokiem na piękny ogródek.
Wszystko tak jak sobie wymarzyłam.
-Tato!- krzyknęłam zbiegając z góry
-Tak?
-Idę się przejść po okolicy.
-Jakbyś się zgubiła zadzwoń!
Założyłam słuchawki i wyszłam z domu.
-Aaaa! - tyle zdążyłam krzyknąć, bo po chwili leżałam jak długa na chodniku.
-Ja przepraszam. Nic ci się nie stało?- spytał ktoś stojąc nade mną.
-Pomógłbyś wstać- rzuciłam wściekle, a chłopak podał mi dłoń.- Następnym razem uważaj- dodałam.
-Lisa?- spytał chłopak.
-Greg?- odparłam zaskoczona tym faktem, że facet zna moje imię, a przecież w Oxfordzie nie znałam chyba nikogo.
-To ty! Skąd ty się tu wzięłaś?- zasypywał mnie pytaniami, mój stary przyjaciel.
-Greg jak my się dawno nie widzieliśmy! - powiedziałam wesoło i objęłam mocno chłopaka.
-Chodź ze mną! Pokażę ci trochę okolicę, a później pójdziemy na małą imprezę.
-Podoba mi się to- odparłam i poszliśmy w zupełnie nieznanym mi kierunku.
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)